Zatrzymało mnie to pytanie. Na biurku przed sobą położyłam kilka tomów poetyckich: Alice Oswald Zapadać w jawę w tłumaczeniu Magdy Heydel (Instytut Kultury Miejskiej, 2018), Anne Carson Autobiografia czerwonego w tłumaczeniu Macieja Topolskiego (Ossolineum, 2022) i tom Macieja Bobuli Pustko (Wydawnictwo Warstwy, 2022). Omiotłam je spojrzeniem i nasunęła mi się jedna odpowiedź, taka, jaką sama chciałabym usłyszeć w szkole podstawowej czy w liceum: o wszystkim. Nie miała ona na celu zbycia pytającej czy zatrzymania kolejnych dociekliwych pytań. W tej mojej spontanicznej odpowiedzi mieściła się wolność w tworzeniu, bez której nie potrafię pisać.
Wspominam o tym zdarzeniu, myśląc o książkach, które mam polecić kolejnemu licealiście, który zapytał mnie po jednej z lekcji poetyckich o konkrety, zapytał mianowicie: kogo czytać? Mam na takie okazję przygotowaną listę, która z roku na rok się poszerza. A na niej jest m.in. Pustko Macieja Bobuli. W jego poezji można zobaczyć, w jaki sposób język reaguje na rzeczywistość, że jest blisko życia. A to – jak pokazują moje doświadczenia w edukacji w obszarze poezji – jest młodym czytelnikom i czytelniczkom (ale przecież też starszym, którzy przygodę z poezją zakończyli w liceum czy na studiach) bardzo potrzebne.
Dolnośląski poeta poruszył mnie już swoim debiutanckim tomem wierszy wsie, animalia, miscellanea, po nim sięgnęłam po prozę zatytułowaną Szalejów, a ostatni tom wierszy przekonał mnie, że autor konsekwentnie kontynuuje najistotniejsze wątki z wcześniejszych książek. Ostatnia książka poetycka to w moim odczytaniu pozycja ze wszech miar napełniona smutkiem. To taki rodzaj smutku, który nazwę na potrzeby tego tekstu „drgającym”. Wszystko we mnie, czytelniczce, od tych wierszy drga. Skąd to? – pytam się, przewracając kolejne strony. Wiersze te sięgają do tego, co we mnie odkryte, skrobią po niezagojonym we mnie, każą się przyglądać sobie w środku i sobie w skomplikowanych relacjach ze światem zewnętrznym. Można się spodziewać, że taka czytelnicza wiwisekcja każe odłożyć książkę, ale nie, to tu tak nie działa. Dlaczego? Odpowiedzią niech będzie stwierdzenie: jest czułość w tym pisaniu, czułość – uwaga – bezbrzeżna.
Wiele mam w Pustko Bobuli powtykanych zakładek, karteluszków, ptasich piór, wiele notatek, dopisków, podkreśleń i wykrzykników. Wiele jest w tym tomie do podkreślenia, jest do czego wracać, jest co zapamiętywać. Jednym z tekstów, które znam już na pamięć, jest ten, który można przeczytać obok.
Wstrząsającą historię psów ze schroniska w Radysach pamięta wielu, wiele z nas. Poeta tworzy z tego wiersz. Poeta pamięta. Poeta przypomina. Poeta nie pozwoli zapomnieć. Oto tekst, jak wiele w książce, mocno zaangażowany. Zaangażowany w życie. I tak jeśli wiersz można napisać o wszystkim, to dlaczego nie spożytkować wiersza, żeby napisać o kondycji świata? Używam tego wielkiego kwantyfikatora z uwagi na fakt, że tak to odczytuję. Na przestrzeni tych kilku linijek mieści się dla mnie opowieść o cierpieniu, bezradności, winie, ponoszeniu kary, konieczności pamiętania. Wiersz jak brzytwa. I ta linijka: „cztery tony psów”, pożyczona przecież z prasowych doniesień, rozmontowuje dla mnie rzeczywistość. Ile to żyć? Ile to ciał? Ile to należących do tych ciał łap, pysków, oczu? Oto wiersz, który czytam jak oskarżenie. Ale! Zobaczmy, kogo oskarża poeta. Czy kogoś konkretnego? Nie. Uniwersalizuje ten wiersz, pisząc, „przytwierdza nas do piekła”. Nas. Oskarża również siebie jako członka rodziny ludzkiej. Ta konkretna zbrodnia wobec zwierząt jest asumptem do spojrzenia na kondycję człowieczą. Zadziwiające, mogło być przecież tak, że czytając „nas”, poczułabym, że odpowiedzialność się rozmywa, każdy bierze po trochę. Jest jednak inaczej, ten poetycki gest wskazania na „nas” dotyka mocno – w tym zbiorze wskazanym przez poetę mieszczę się i ja, a także ty, osobo czytająca. Jak ci z tym?