W majowy niedzielny wieczór życie w Helsinkach zamiera – wszyscy oglądają finał mistrzostw świata w hokeju, w którym Finowie mierzą się z faworyzowaną Kanadą na stadionie w nieodległym Tampere. Gdy już wydaje się, że gospodarze mają puchar na wyciągnięcie ręki, rywale wyrównują. O zwycięstwie ma więc zdecydować w dogrywce złoty gol. Gdy bramkę na wagę tytułu zdobywa Fin Sakari Manninen, następuje eksplozja radości. Towarzysząca nam Madle, dziennikarka z Estonii, mówi, żeby rozkoszować się tym widokiem, bo Finowie rzadko okazują emocje, nawet te pozytywne.
To stwierdzenie jakoś kłóci nam się z faktem, że Finlandia przez sześć ostatnich lat z rzędu (łącznie z obecnym rokiem) była uznawana w badaniach Organizacji Narodów Zjednoczonych za najszczęśliwszy kraj świata.
Przy czym szczęście mierzone jest na podstawie innych wskaźników niż częste uśmiechanie się. Badanie pokazuje bowiem np. PKB danego kraju, zasady wsparcia socjalnego, oczekiwaną długość życia w dobrym zdrowiu czy zaufanie do rządu i biznesu wyrażane wskaźnikiem korupcji. Subiektywne opinie na temat satysfakcji obywateli z życia mają znacznie mniejszy wpływ na miejsce w rankingu. Co oznacza, że można być szczęśliwym, nie będąc przesadnie wylewnym.
Świętującym zwycięstwo w finale Finom przyglądają się znajdujący się nieopodal mężczyźni bliskowschodniego pochodzenia. Mecz ich niespecjalnie interesuje – raczej koncentrują się na komentowaniu zachowania Finów. Nie zostają, by na rynku – zgodnie z lokalną tradycją – świętować zwycięstwo kąpielą w okolicznej fontannie. Wsiadają do swoich taksówek i ruszają szukać klientów. A gdy Finowie opuszczają restaurację, pojawia się kilku innych imigrantów, zainteresowanych wyłącznie zebraniem pozostawionych plastikowych i szklanych butelek – by odebrać za nie kaucję.
Przypomina nam się, że odwiedziny w stolicy Finlandii raptem kilka lat wcześniej były zupełnie innym doświadczeniem. Na ulicach Helsinek próżno było szukać obcokrajowców niebędących turystami. Rok 2015 r. był przełomowy w historii kraju. To wtedy przybyła do niego rekordowa liczba cudzoziemców – prawie 32,5 tys. Kryzys migracyjny spowodował, że fińsko-szwedzkie oraz fińsko-rosyjskie przejścia graniczne zaczęły przyjmować setki przyjezdnych dziennie.
Obecnie w Finlandii najwięcej jest Estończyków (51 tys.), Rosjan (30 tys.) oraz Irakijczyków (15 tys.). Nieco mniej: Chińczyków, Hindusów, Tajów, Szwedów, Afgańczyków, Syryjczyków, Somalijczyków, Turków, Serbów, Filipińczyków.
W większości przypadków wśród przyjezdnych, dominują mężczyźni. W 2021 r. w 5,5-milionowej Finlandii mieszkało blisko 470 tys. cudzoziemców. Podległa resortowi finansów Statistics Finland szacuje, że do 2050 r. przybyszy może być ponad milion. W 2022 r. pojawiło się zresztą najwięcej imigrantów w historii – ponad 48 tys. To o 11,7 tys. więcej niż w poprzedzającym roku. Przy czym ta liczba nie uwzględnia migrantów z Ukrainy – czasowe schronienie udzielono 45 tys. osób uciekających przed konfliktem z Rosją.