O Julii Keilowej, rzeźbiarce i projektantce metaloplastyki z okresu międzywojennego, nie wiadomo zbyt wiele. Kiedy na zajęciach na Wydziale Projektowania Uniwersytetu SWPS wspólnie z Bartoszem Muchą poprosiliśmy osoby studiujące o stworzenie projektów zainspirowanych jej twórczością, jedną z odpowiedzi było skomponowanie zapachu. Niejednoznacznego, wielopoziomowego, opartego na niedopowiedzeniach. Julia Grabowska i Weronika Pawlikowska połączyły w nim nuty mimozy, irysa pachnącego pudrem i szminką, benzoesu przypominającego złoto oraz eukaliptusa i szafranu symbolizujących świeżość nowych technologii. Stworzone przez nich perfumy zawierały też żywiczny biały oud, który kojarzył im się z opiłkami metalu, oraz tytoń i kaszmir pachnące bibliotecznym czy muzealnym kurzem. Tak powstał ulotny, wrażeniowy portret artystki.
Agnieszkę Dąbrowską i Monikę Siwińską, kuratorki wystawy Julia Keilowa. Projektantka, którą do 1 września można zobaczyć w Muzeum Warszawy, obserwowałam przy pracy. Choć dysponowały muzealnymi zbiorami, badaniami poprzedników i informacjami od zaprzyjaźnionych kolekcjonerów, ich poszukiwania czasem przypominały właśnie próby uchwycenia ulotnego zapachu. Kilka lat kwerend, łączenia rozproszonych informacji, korygowania błędów w atrybucji prac, a także odnajdywania nowych zaowocowały wystawą i pierwszym katalogiem prac artystki (wkrótce ten wysiłek ma dopełnić biografia Keilowej pióra Małgorzaty Czyńskiej, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Marginesy). Kuratorki cieszył nawet niewielki dopisek znaleziony na odwrocie fotografii, bo dodawał nowy wątek do rekonstruowanej z wysiłkiem historii.
Nieoczywisty wybór
40 lat życia, 7 lat działalności twórczej, kilkaset udokumentowanych projektów z metalu – w tym takie, jakie śmiało można nazwać ikonami polskiego designu – i kilka potwierdzonych rzeźb. Julia Keilowa była niewątpliwie tytanką pracy.
Z życiorysu, który złożyła, starając się o przyjęcie na studia w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych, wiemy, że urodziła się w 1902 r. w galicyjskim Stryju, w dobrze usytuowanej rodzinie żydowskiej. Jej ojciec, Feiwel Ringel, był przedsiębiorcą budowlanym i naftowym, siostra Cecylia chemiczką, stryj rabinem, a bliski kuzyn adwokatem i później senatorem II RP. Uczyła się we Lwowie i w Wiedniu. W 1922 r. wyszła za mąż za prawnika Ignacego Keila, rok później urodziła syna. Rodzina przeniosła się na Górny Śląsk, a potem, po krótkim pobycie we Lwowie, do Warszawy, gdzie w 1925 r. Keilowa rozpoczęła studia.
W jej teczce studenckiej w archiwum stołecznej akademii sztuk pięknych poza życiorysem znajdziemy też fotografię, prawdopodobnie z 1928 r. Keilowa uśmiecha się na niej zawadiacko spod rozwichrzonej czupryny. „Tak się wygląda po trzech latach studiów w SSP [Szkole Sztuk Pięknych]” – dopisuje na odwrocie. O jej ogromnym poczuciu humoru świadczy „Bohêmaz”, studencka jednodniówka, którą tworzy w 1931 r. W satyrycznych artykułach i kolażach serdecznie podśmiewa się z wykładowców, żartując również na temat własnej roli: „Redaktorka jak flaszka atramentu – pełna możliwości (może być wylana)”. Tę lekkość i skłonność do żartu będzie można później znaleźć w jej projektach.