fbpx
Eliza Mórawska-Kmita fot. Edyta Leszczak
Eliza Mórawska-Kmita fot. Edyta Leszczak
Eliza Mórawska-Kmita lipiec 2024

Oswajanie nowych miejsc

To jak reset życia. Człowiek zapomina, ile ma lat, ile przeżył, ile wie. Trochę tak, jakby wszystko zaczynać od początku.

Artykuł z numeru

Prawo do wytchnienia

Czytaj także

Eliza Mórawska-Kmita fot. Edyta Leszczak

Eliza Mórawska-Kmita

Książki kucharskie, mon amour

W pierwszy poranek w nowym mieście czułam się jak Karolcia, która znalazła błękitny koralik i za chwilę będą się spełniać jej życzenia. Wszystko wydawało się takie świeże, inne, ciekawe. Pierwszy spacer z psem, nowi sąsiedzi, chłodnik z najbliższego spożywczaka wypity na ławce wśród drzew.

Pudła z książkami ustawione wszędzie, dzieci pod opieką babci i my lawirujący między garażem, piwnicą i mieszkaniem, układający wszystko na nowo.

Poczułam, że w końcu jestem u siebie, jakbym wróciła z jakiejś dalekiej podróży. Za wielkim oknem klony zaczęły przybierać barwy końca lata. Ustawiłam stół tak, by mieć na nie oko, by rano wypełniać kubek kawą i patrzeć na zmieniającą się aurę pory dnia, dni tygodnia, pogody, która bez względu na wszystko zawsze wydawała się wspaniała.

Mogę więc teraz realizować mój plan poznawania miasta, szukania swoich dróg i dróżek.

Punkt pierwszy: biblioteka.

Tramwajem do pl. Wielkopolskiego, potem spacer przez al. Marcinkowskiego aż do pl. Wolności, gdzie oczom ukazuje się klasycystyczna forma gmachu i kolumnada nawiązująca do wschodniej fasady Luwru. Biblioteka Raczyńskich. Najstarsza i jedna z największych bibliotek publicznych w Polsce, prawdziwy raj.

Kiedy już wypełnię torbę książkami, zejdę po schodach i zamknę za sobą ciężkie drzwi, udam się na niewielką ławkę wśród straganów, z widokiem na stare kamieniczki, z kawą w kubku i gruzińską ciepłą bułeczką z ziemniakami w dłoni. Rozsiądę się między studentami czekającymi na pizzę z budki, pomiędzy notatkami, telefonami i czerwonymi różami. Promienie zachodzącego słońca pięknie świecą mi w twarz, milknie gwar ryneczku, prawie już zamkniętego o tej porze.

Wyciągam z torby naczynia, które ulepiłam na warsztatach ceramicznych. Chcę je obejrzeć. Nieporadne, niezgrabne, ale moje pierwsze. Robiąc je w skupieniu, pomyślałam o tym, jaka byłam dla siebie sroga i wymagająca. Czas to zmienić, czas spojrzeć na siebie łagodnym okiem, dostrzec w sobie to dziecko, które potrzebuje pochwały i dobrego słowa: idziesz w dobrą stronę. Dobrą, bo twoją własną.

Oswajanie nowych miejsc jest jak reset życia. Człowiek zapomina, ile ma lat, ile przeżył, ile wie. Trochę tak, jakby wszystko zaczynać od początku.

Miło też jest wybrać się na samotny seans do studyjnego kina Muza, bez reklam, popcornu, pośpiechu. W kawiarence przy sali możesz kupić lampkę wina albo herbatę, usiąść z napojem w kinowym fotelu, zapomnieć o całym świecie. Ups… sąsiadka w fotelu obok zasnęła i lekko pochrapuje (na ekranie Poprzednie życie, produkcja koreańska). Jakoś mnie to rozczuliło.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się