O ile w swoim pierwotnym znaczeniu kicz był oskarżeniem, o tyle przez współczesne osoby artystyczne jest raczej postrzegany jako narzędzie, którym można przekazać rozmaite treści społeczne i polityczne. Idąc dalej tym tokiem myślenia, można by powiedzieć, że sztuka współczesna nie boi się niczego – tylko czy to prawda? Fakt, że sztuka może dzisiaj bawić się kiczem do woli, niekoniecznie oznacza, że efekty tych zabaw będą zawsze entuzjastycznie przyjęte przez publiczność, a kulturalni eksperci nie poczują się skrindżowani. Ostatnie lata w polskiej sztuce obfitowały w momenty, w których można było poczuć autentyczne ciarki wstydu. Co je faktycznie wywołuje, a co jest jedynie bezpieczną grą konwencjami?
Kicz pierwotny
Sztuka powstająca współcześnie o własnej przeszłości nigdy nie zapomniała, przygląda jej się jednak z reguły krytycznie i z dystansem. Problemy zaczynają się, gdy ktoś postulat powrotu do dawnych porządków potraktuje zbyt serio. Przykładem może być przypadek byłego dyrektora Zachęty Janusza Janowskiego: jego największą porażką wydaje się to, że nie był w stanie odzwierciedlić w programie głoszonych przez siebie poglądów estetycznych. W rozmowach i własnych tekstach publikowanych w sieci Janowski deklarował się jako zwolennik piękna rozumianego na sposób przedoświeceniowy – jako syntezy harmonii, ładu, prawdy i dobra. Dzieł realizujących ten wzorzec nie uświadczyliśmy jednak zbyt wiele w Zachęcie za jego kadencji. Zapraszani przez Janowskiego artyści akademicy czasami wręcz szokowali brakiem podstawowych umiejętności komponowania przestrzeni obrazu, koślawymi proporcjami postaci i dosadnymi, popadającymi w parodię metaforami religijnymi. Jak zauważyła Maria Poprzęcka, komentując wystawę Łacińskie figur racje w podcaście Godzina Szumu, powrót do klasycznego, figuratywnego malarstwa w tym wypadku oznaczał także powrót do cynicznego kamuflażu ikonograficznego, gdzie wątki biblijne, ewangeliczne czy dewocyjne kryły różnego typu erotyczne ciągoty oraz upodobanie do sadyzmu i okrucieństwa.
Sztuka akademicka wystawiana przez Janowskiego okazała się więc nie tylko pozbawiona harmonii i ładu, ale także poszukiwanych przez dyrektora prawdy i dobra – w klasycznym znaczeniu tego słowa była kiczem.
Otwarty kilka miesięcy po Łacińskich figur racjach pokaz Pejzaż malarstwa polskiego tylko to niekorzystne wrażenie pogłębił – przedziwny, karykaturalny miszmasz malarskich wytworów prezentowanych w salach Zachęty stał się tematem środowiskowych żartów, choć wielu śmiało się przez łzy. Rządy Janowskiego w Zachęcie były okresem instytucjonalnego uwstecznienia, interesującym raczej z socjologicznego niż artystycznego punktu widzenia.