Bogata jest symbolika Wielkich Świąt, obchodzonych jesienią przez wyznawców judaizmu. O trąbieniu w szofar (barani róg) w Rosz ha-Szana (Nowy Rok, pamiątka stworzenia człowieka), które obwieszcza królowanie Boga, nawołuje do skruchy i przypomina, że czeka ich sąd (a także wzywa do pojednania z ludźmi, co w tym kontekście szczególnie istotne), pisałem już miesiąc temu. Takich symboli jest oczywiście dużo więcej. O konieczności nawrócenia i porzucenia grzechu mówi np. odprawiany tego dnia rytuał zwany taszlich: pobożni Żydzi przeglądają wówczas kieszenie i wytrząsają z nich do wody znalezione tam okruchy i drobiny. Są one obrazem grzechów, które – jak powiada Pismo – zostaną „wrzucone (…) w głębokości morskie” (por. Mi 7, 19). Kto ciekaw, jak obrzęd ten mógł wyglądać w dawnej Polsce, niech spojrzy na obraz Aleksandra Gierymskiego Święto Trąbek.
Trudno mi się oprzeć wrażeniu, że to właśnie w święto Rosz ha-Szana (i / lub w dni bezpośrednio z nim sąsiadujące) toczy się akcja ewangelicznej opowieści o Janie Chrzcicielu, wzywającym nad Jordanem do pokuty, zapowiadającym sąd Boży i zanurzającym ludzi w wodzie, obmywającym ich z grzechów (warto wiedzieć, że kąpiel w mykwie, łaźni rytualnej, nadal stanowi ważny element przygotowań do obchodów Nowego Roku).
Mimo na pierwszy rzut oka pokutnego wymiaru święta Rosz ha-Szana ma ono charakter jednoznacznie radosny: dominuje biały kolor ubrań, a w czasie uroczystej kolacji nie podaje się nic gorzkiego. Przeciwnie: jedną z tradycyjnych potraw są jabłka maczane w miodzie.
Bo w żydowski Nowy Rok ważna jest myśl nie tyle o karze, ile o miłosierdziu Boga, co podważa dość powszechne wśród chrześcijan przekonanie, iż miłosierny Bóg objawia się dopiero w Nowym Testamencie.
Ba, czytałem kiedyś w pobożnej katolickiej książce, że jedynie wyznawcy chrześcijaństwa nazywają Boga Ojcem. Nic bardziej błędnego. Autor najwyraźniej nie znał żydowskiej modlitwy Awinu Malke(j)nu („Ojcze nasz, Królu nasz”); można ją łatwo znaleźć w internecie, np. w wykonaniu Barbry Streisand.
Tradycja zapisana w Talmudzie powiada, że w Rosz ha-Szana Bóg zapisuje do Księgi Życia ludzi świątobliwych i sprawiedliwych, a do Księgi Śmierci – zatwardziałych grzeszników. Reszcie (tzn. przeważającej większości) pozostawia szansę nawrócenia (to taka żydowska wersja chrześcijańskiego nieba, piekła i czyśćca). Może się ono dokonać w trakcie dziesięciu tzw. Strasznych Dni (Jamim Noraim, inaczej dni zmiłowania) pomiędzy Rosz ha-Szana a Jom Kipur, kiedy to zapada ostateczny już wyrok. Stąd właśnie tradycyjne życzenia noworoczne: „Obyście byli zapisani w Księdze Życia i opieczętowani [, co nastąpi w Jom Kipur]”.
Jom Kipur (Dzień Pojednania i wspomnienie grzechu złotego cielca) to z kolei czas intensywnej modlitwy w synagodze, gdzie brzmi śpiew Kol nidre, rachunku sumienia i całodobowego ścisłego postu, kiedy to pobożni Żydzi niczego nie jedzą ani nie piją (!). Swoją drogą, do dziś pamiętam zdumienie znajomego rabina, kiedy dowiedział się, że chrześcijanie surowym nazywają post o chlebie i wodzie.