fbpx
Kadr z filmu Frances Ha fot. Archives du 7e Art/BE&W
Kadr z filmu Frances Ha fot. Archives du 7e Art/BE&W
Diana Dąbrowska listopad 2024

Egzystencjalna wymiana ognia

Ktoś kiedyś powiedział, że Nowy Jork byłby idealnym miejscem, jeżeli kiedykolwiek zostałby dokończony. O tym nieustającym „stanie zawieszenia”, obietnicach „nowego początku”, pragnieniach i klęskach opowiedzieli w „Frances Ha” (2012) Noah Baumbach i Greta Gerwig.

Artykuł z numeru

Szczęśliwego Nowego Jorku

Sacramento i Nowy Jork dzieli ponad 4 tys. km. Ta spora odległość nie przeszkodziła jednak pochodzącej ze stolicy Kalifornii Grecie Gerwig przeobrazić się w filmową ikonę miasta, które nigdy nie śpi. Ikonę wolności, a przede wszystkim „rozklekotanej wolności słowa” (samodzielnie wypracowany tytuł królowej amerykańskiego mumblecore zobowiązuje). Choć wielu krytyków dopatrywało się podobieństw między Gerwig a Diane Keaton z Annie Hall, słynna Frances Ha nie zadowoliła się etykietą „Woody’ego Allena w spódnicy” i wybiła się na niepodległość. Jak podkreśla wpatrzona w Gerwig młodziutka bohaterka filmu Mistress America Noaha Baumbacha, Greta stała się – dosłownie i w przenośni – ucieleśnieniem „nowego Nowego Jorku”.

O ile Nowy Jork reżysera kultowego Manhattanu zachwyca swoją majestatycznością, o tyle we wspomnianej już Frances Ha ta sama czarno-biała metropolia uosabia w swoim rozgorączkowaniu i poszatkowaniu naturę tytułowej protagonistki.

„I’m not messy, I’m busy” – powtarza z uporem figlarna Frances. Trzeba przyznać, że trudno chwilami połapać się w życiowych wyborach młodej kobiety marzącej o karierze tancerki. Wewnętrznej stabilizacji nie pomagają jej utrzymać liczne kłopoty mieszkaniowe: bohaterka wędruje z mieszkania do mieszkania, odwiedzając przy tym różne nowojorskie dzielnice (Williamsburg, Chinatown, Greenwich Village).

Dwudziestosiedmioletnia Frances poszukuje siebie w mieście, które wydaje się trwać w nieustającym trybie przebudowy. Ta sama przestrzeń potrafi zaprosić bohaterkę do euforycznego maratonu rodem z nowofalowego bądź neobarokowego francuskiego filmu (jawne nawiązania do Amatorskiego gangu, Do utraty tchu czy Złej krwi), jak i wycieńczającego biegu z przeszkodami, z którego trudno jest wyjść w jednym kawałku egzystencjalnie i ekonomicznie – życie w Nowym Jorku nie należy bowiem do najtańszych ani najprostszych. I choć na każdej uliczce można czuć się jak na planie filmowym, nikt nie chce zostać w tym „centrum wszechświata” bezdomnym.

Baumbach pragnął, aby Frances Ha tętniła świeżością i autentycznością, jawiła się widowni jako dzieło niemalże debiutanckie, surowe i nieokrzesane. Ale bardziej niż o „pierwszych razach” film ten jest opowieścią o tym, że zawsze możemy zacząć od początku. Biec, potykać się, wstawać i biec dalej. Choć Frances ostatecznie staje się realistką, nie zapomina o tym, że warto czasem żądać niemożliwego. Jak wyznała w wywiadzie sama Gerwig: „Godard powiedział kiedyś, że do zrobienia filmu potrzebna jest dziewczyna i broń. Dziewczyną już byłam wielokrotnie, teraz chcę mieć w ręku broń”. Nie od dziś wiadomo, że „kto nie strzela, ten nie trafia”. Czy może być lepsza sceneria do tej „egzystencjalnej wymiany ognia” niż sam Nowy Jork?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się