fbpx
Eliza Mórawska-Kmita fot. Edyta Leszczak
Eliza Mórawska-Kmita fot. Edyta Leszczak
Eliza Mórawska-Kmita grudzień 2024

Nasycić się lasem

Cisza idealna, kiedy budzisz się rano, a świat okryty jest miękką kołderką śniegu. Sople zwisające z dachu, mróz nocą wymalował na szybach obrazy.

Artykuł z numeru

Stwórz szałas na hałas

Masz osiem lat, wynurzasz się spod puchowej kołdry i biegniesz do kuchni, gdzie babcia przygotowała dla ciebie śniadanie – kawałki pszennej bułki zalane ciepłym mlekiem, miseczkę twarogu wymieszanego ze śmietaną i cukrem albo coś innego, ale równie prostego i bezpretensjonalnego. Do sielskiego obrazka dodaj dwa koty, które mieszkają w ciepłej o tej porze roku „letniej kuchni”, ale przychodzą rano, by napić się podgrzanego mleka albo coś przekąsić. Ocierają się o twoje nogi, mruczą, a ty zanurzasz swoją małą rączkę w ich gęstych, zimnych futrach pachnących mrozem i dymem z komina. Biegasz po podwórku, śniegu napadało tak dużo, że zapadasz się w nim aż po kolana. Świat skrzy się jak w świecie Muminków zimą. A w każdym razie tak będziesz wracać do tego wspomnienia po latach, kiedy umysł jest na tyle dojrzały, że wszystko musi z czymś porównać.

Jako dorosła osoba zrozumiałam, że cisza jest luksusem. W zgiełku miast nie sposób się w niej zatopić. Przypomina mi się teraz książka o pachnących ogrodach, w których ogrodnik tak komponuje rośliny, by zanurzyć się w swoich ulubionych zapachach. By składać ze sobą te, które do siebie pasują, np. na wzór ulubionych perfum. I to jest możliwe. Podobno. A w każdym razie ja w to wierzę. Czy na wzór pachnących ogrodów moglibyśmy tworzyć w miastach ciche pokoje, wypełnione dźwiękami bliskimi naszemu sercu? Co by to było? Nawoływania gołębi grzywaczy, szum listków brzozy, metaliczny nieco, delikatny i kojący. Dźwięk rzeki, gdy spływa po niej kra, śmiech dzieci, chrapanie psa. Dla mnie to też głos mojej sąsiadki, która codziennie o szóstej rano wychodzi na spacer z psem, a później pod blokiem rozmawia z innymi sąsiadami. Jest z natury bardzo życzliwa i wesoła, obdarzona wyjątkowo piękną barwą głosu, lubię słyszeć rano jej spokojne pogawędki, choć dociera do mnie jedynie przyjemne brzmienie, a nie sama treść rozmów.

Kiedyś do wykonywania codziennych obowiązków potrzebowałam kontrolowanego hałasu. Lubiłam pracować w kawiarniach, zamawiając kolejne filiżanki latte macchiato, słuchając gwaru rozmów, muzyki w stylu lounge. W biurze, gdzie ciągle dzwoniły telefony, działały faksy, zacinały się kserokopiarki, burczały ekspresy do kawy. W domu, kiedy grało cichutko Radio PiN.

A potem nagle to wszystko zaczęło mi przeszkadzać i postanowiłam znaleźć cichą przestrzeń. Może biblioteka? Może park? Ile dziś mamy miejsc bez żadnych rozpraszaczy i bez telefonów z powiadomieniami?

Teraz, zamiast sięgać rano po telefon od razu po przebudzeniu, staram się znaleźć chwilę na to, by nalać do szklanki ciepłej herbaty, otulić się kocem, założyć czapkę i posiedzieć 10 min na balkonie, patrząc w siną dal. 10 min tylko dla mnie na rozpoczęcie dnia, na skupienie rozproszonych myśli, na ustalenie planu działania. To dużo czy mało? Często okazuje się, że wystarczająco.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się