I taka też – prosta i bezpretensjonalna – jest cała jej twórczość, zarówno poetycka, jak prozatorska. Można się o tym przekonać, czytając tom jej próz zatytułowany Ślepak (nowe wydanie – Kraków 2022), a także obszerny wybór Poezje i prozinki (Warszawa 2024). O dramatycznym, niezwykłym życiu autorki opowiada jej wnuczka Justyna Sobolewska w książce Jadwiga. Opowieść o Stańczakowej (Kraków 2024).
Pierwsze spotkanie z jej twórczością też zresztą zawdzięczam Justynie. Jakieś ćwierć wieku temu pokazała mi książki babci, podarowała też drugi tom Dziennika we dwoje, napisanego przez Stańczakową wspólnie z Mironem Białoszewskim (ona pisała regularnie, on co jakiś czas coś dopisywał). Dziennik… był frapujący – rzeczowy, powściągliwy, skoncentrowany na innych, nie na autorce. W znacznej mierze był to ciąg przytoczeń – co powiedzieli Miron, domownicy, goście. Niemniej Stańczakowa odnotowywała też ważne wyjścia i wyjazdy, a także postępy we własnych pracach literackich (zapisek z 5 czerwca 1977: „Wczoraj zamknęłam tomik wierszy”). Rzeczowy styl – powstrzymanie się od komentarza, interpretacji, dopowiadającej puenty – stał się charakterystyczną cechą niemal całej jej twórczości.
Najwcześniejsze wiersze Stańczakowej bardzo przypominają dziennikowe zapisy.
Aż dziw, że ich „reporterska” forma nie przyciągnęła wtedy uwagi krytyków. Podobnie jak fakt, że Stańczakowej udało się znaleźć wiarygodny i jednocześnie interesujący literacko sposób na opowiedzenie o swoim „ślepackim” doświadczeniu. Intrygująca jest temperatura jej wierszy i krótkich próz. Sprawozdawczość zabarwiona jest u niej delikatnym poczuciem humoru, opowieści o dramatycznych zdarzeniach przenika coś w rodzaju fingowanej naiwności, udawanego zdziwienia. Nie ma w tych utworach cienia szantażu, jeśli mówi się tu o cierpieniu, to jakby mimochodem, jak o każdym innym potocznym doświadczeniu. Niewidoma? No tak, niewidoma. Nie widzi – choć czasem coś jeszcze błyśnie („jak rybie łuski”) w tej ogarniającej ją ciemności – ale dotyka, słyszy, czuje zapachy i smaki. Nie widzi – ale przecież wychodzi, spotyka się, tworzy. Depresja? Owszem, ale też codzienne zaskoczenia, zachwyty, chwile ulgi. A wspomniana twórczość? Może to nic ważnego, a może jednak ważne… Pozbawiona egzaltacji poezja Stańczakowej zawiera w sobie całe bogactwo doświadczeń.
Mój niewidzący przyjaciel opowiadał mi, że kiedy stracił wzrok, inne zmysły z czasem zaczęły się wyostrzać, uruchamiały się jakby nowe obszary w mózgu, a on sam stał się wrażliwy na to, czego wcześniej nie dostrzegał. Dwa wiersze, które wybrałem, mówią właśnie o tym.
Czy to nie godne zastanowienia, że potrafimy jednym rzutem oka ogarnąć „takiego olbrzyma” jak stara, strzelista brzoza?