fbpx
Krystyna Dąbrowska fot. Adam Stępień / Agencja Wyborcza.pl
Krystyna Dąbrowska fot. Adam Stępień / Agencja Wyborcza.pl
z Krystyną Dąbrowską rozmawia Paulina Jóźwik marzec 2025

Lubię myślnik

Współcześnie język często w ogóle nie niesie treści. Jesteśmy bombardowani zdaniami, które nic nie mówią. Wydaje mi się, że poezja jest głosem oporu, jego obroną. Poezja to praca, która utrzymuje język w stanie świeżości.

Artykuł z numeru

Zostaw alkohol, chodź tańczyć

Spotykamy się przy śniadaniu. Poranek to Twoja ulubiona część dnia?

Tak, i prawdę mówiąc, jedno śniadanie już zjadłam. To była owsianka. Wczesny poranek i wieczór są najlepsze do myślenia, do pisania. W ciągu dnia mój umysł przechodzi na tryb praktyczny i uśpiony, niewiele się w nim wydarza. Kiedy zaczynałam tłumaczyć poezję, przekładałam wiersze amerykańskiego poety Williama Carlosa Williamsa. Pisał w jednym z nich, że gdy wstaje, jego umysł płonie. To jest moment czystości, jeszcze nic się nie zdarzyło, nie zdążyło cię rozproszyć. Długo po przebudzeniu jestem niezdolna do kontaktu, niczego nie oglądam, nie słucham, nie przyjmuję żadnych treści. Mogę tylko myśleć, pisać, notować – być dla siebie.

A gdzie jest kres tego niewinnego poranka?

Trudno wyliczyć, te pierwsze dwie, trzy godziny to czas dla wyobraźni i intensywnego myślenia. Jeśli mam coś zaczęte, po trosze napisane, to właśnie wtedy znajduję najlepsze rozwiązania i ciągi dalsze. A później wkracza świat zewnętrzny.

I zaczyna się czas prozy.

Na co dzień walczę z mnóstwem wątpliwości, z samozwątpieniem. A rano to wszystko mnie opuszcza. Mam najwięcej energii, skupienia i pewności siebie. Pomagam sobie tym, że do południa mam wyciszony telefon. Na zegarku zaś przez całą zimę czas letni.

Po co?

Żebym nie dostała depresji. Jestem uzależniona od światła. Od kilku lat nie przestawiam czasu na zimowy i dzięki temu w listopadzie i grudniu w moim świecie ciemno robi się dopiero o wpół do piątej, a nie już po trzeciej. Oto sztuczka przeciwko ciemnicy.

Co pora jasności zmienia w życiu?

To się dzieje na poziomie biologicznym. Choćby teraz, gdy siedzimy tu w zimny, ale słoneczny dzień, i od razu lepiej się czuję, mam więcej chęci do życia. Jestem też krótkowidzem uzależnionym od patrzenia – może właśnie wada wzroku sprawia, że świat widzialny ma dla mnie wielkie znaczenie.

Fizycznie karmię się obrazami, światłem, słońcem. Nie mogę przebywać w ciemnych pomieszczeniach.

Jestem dzieckiem z wysokiego bloku, dorastałam na 11. piętrze. Mieliśmy tam ogromne okna, pamiętam wlewające się do pokojów światło. I widoki. Poszłam ostatnio na to osiedle, moja koleżanka graficzka ma tam pracownię. Bloki są nadal obskurne, lecz widoki i światło nadal wspaniałe.

Co widziałaś z okien swojego dzieciństwa?

Jeziorko Czerniakowskie, które jest rezerwatem przyrody, bardzo pięknym. Latem słyszałam skowronki i żaby. A z okien pokoju rodziców i kuchni widać było olbrzymią elektrociepłownię Siekierki. Jak się robiło ciemno, elektrownia wypuszczała ciemne kłęby dymu i potwornie przy tym hałasowała. Z okien widzieliśmy też plac zabaw i boisko, a dalej działki i pola. Pod blok przychodzili ludzie z krowami. Mijałam je w drodze do szkoły. Niby Warszawa, a trochę wieś. I takie też było nasze dzieciństwo, włóczyliśmy się po działkach, po dzikich terenach. Towarzyszyły nam legendy i plotki.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się