Bez względu na to, jak wyglądała jego historia, Kościół można określić poprzez dwie proste definicje – pierwszą znajdziemy u św. Pawła, w 2. Liście do Koryntian. Paweł zastanawia się, jaka jest misja Kościoła, i mówi: „Bóg zlecił nam posługę jednania”. Co ciekawe, Jan Paweł II komentując ten fragment w Adhortacji o pojednaniu, mówi nie tylko o funkcji apostołów, którzy jednają choćby przez to, że sprawują sakrament pokuty; papież podkreśla, że to stwierdzenie dotyczy całej wspólnoty Kościoła: całej wspólnocie Bóg zlecił posługę jednania, uczynił Kościół narzędziem jednania (zwłaszcza w przypadkach, gdy pojednanie sakramentalne jest dla jakichś powodów niemożliwe!). Doskonale z tym koresponduje druga definicja, jaka padła na Soborze Watykańskim II w konstytucji Lumen Gentium [KK 1]. Czytamy w niej, że „Kościół jest jakby sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego”. To jest bardzo ważna definicja, choć trochę dziwna, bo zaczyna się od słowa „jakby”. To „jakby definicja”, ale mówimy w niej, że Kościół jest skutecznym znakiem jedności całego rodzaju ludzkiego, a więc, że Kościół odnajduje swój cel także poza sobą, że bierze odpowiedzialność za cały rodzaj ludzki po to, by budować jedność między ludźmi. Można do tego dodać ostatni dokument papieża Benedykta XVI, adhortację o Kościele w Afryce, Africae Munus, w której najczęstszym z wymienianych słów jest właśnie „pojednanie”; łatwo rozumiemy, co to może znaczyć na kontynencie afrykańskim.
Jednanie musi sięgać przyczyn konfliktów
Wracając jednak do wcześniej wspomnianej adhortacji Jana Pawła II o pojednaniu i pokucie – papież pisze: „pojednanie nie może być mniej głębokie niż sam rozłam” i na tym – jego zdaniem – polega oryginalność Kościoła w posłudze jednania. Kościół naprawdę ją wypełnia, kiedy sięga do przyczyn podziałów, a nie tylko do ich zewnętrznych czy naskórkowych objawów. Można próbować neutralizować objawy bez sięgania do przyczyn. Można też powiedzieć, że temu wyzwaniu Kościół nie zawsze był wierny; nawet w swoich sprawach wewnętrznych Kościół często nie podejmował prób pojednania, likwidowania podziałów (np. wszystkie kolejne unie między Kościołem zachodnim i wschodnim pokazują, że jeśli się nie dość głęboko pragnie pojednania, to rodzą się jeszcze głębsze podziały).
Teraz kolejny krok – na czym polega to głębokie pojednanie – papież je nazywa pojednaniem źródłowym. To takie pojednanie, które dokonuje się w sercu, pyta o stan serca, czy to serce jest wzburzone, czy podzielone, czy też zatwardziałe. Serce może znaczyć świadomość, zatem czy ta świadomość jest zgorszona, czy osądzająca, czy poprzestaje na bardzo płytkiej informacji o drugim.
„Jedność ludzi nie dokona się” – to jest punkt czwarty adhortacji – „bez wewnętrznej przemiany każdego z osobna, osobiste nawrócenie jest konieczną drogą do zgody między ludźmi”. W tamtym czasie to stwierdzenie było bardzo ważne ze względu na to, że coraz większą popularność zyskiwała wówczas koncepcja grzechu społecznego, struktur grzechu. Wtedy też papież wbrew owym popularnym koncepcjom podkreślał, że grzech jest zawsze grzechem konkretnej osoby, nie grupy, nie społeczności, nie wspólnoty, choć oczywiście istnieją różne uwarunkowania, struktury grzechu, które sprawiają, że nam nie zawsze łatwo przychodzi iść za dobrem, nie zawsze możemy kreować rzeczywistość tak jak byśmy tego sobie życzyli czy chcieli. Niemniej papież mówi: „w człowieku nie ma nic bardziej osobistego i nieprzekazywalnego jak zasługa cnoty czy odpowiedzialność za winę”.