Znana francuska filozofka, psychoanalityczka i feministka Julia Kristeva posiada, jak wielu współczesnych akademików, własną stronę internetową. Tematem jednej z aktualizacji jest spotkanie z Benedyktem XVI w Asyżu, które odbyło się w październiku 2011 r. – Kristeva wygłosiła wówczas referat poświęcony współcześnie rozumianemu humanizmowi. Na zdjęciach Kristeva i papież patrzą na siebie życzliwie, ale badawczo. Kilka kliknięć – i oto ukazuje się zupełnie inne zdjęcie, przedstawiające Kristevą z Jeanem Vanierem, założycielem wspólnot L’Arche (w Polsce znanych także jako Fundacja Arka), od lat 60. niosącym pomoc osobom niepełnosprawnym intelektualnie. Jakże inne zdjęcie: Vanier i Kristeva uśmiechają się promiennie, ich twarze są rozluźnione. Ten obraz warto mieć w pamięci podczas lektury ich korespondencji, która niedawno ukazała się po polsku.
(Bez)sens ulepszeń
Wydawca zrobił wiele, by tę wymagającą i niepokojącą pozycję przedstawić jako tzw. „lekturę pobożną”. Przetłumaczenie intrygującego tytułu Leur regard perce nos ombres (dosł. Ich wzrok przeszywa nasze cienie) jako pretensjonalny (Bez)sens słabości, a zwłaszcza dodanie zbyt jednoznacznego w wydźwięku podtytułu Dialog wiary z niewiarą o wykluczeniu, wymusza już na samym początku określony odbiór książki: ateizm będzie dialogował z teizmem, w dodatku o Ważnym Problemie Społecznym. Mniejsza już zresztą o sugerowanie interpretacji zmianą wydźwięku tytułu, ale takie odejście od prostoty oryginału jest zwyczajnie brzydkie. Po co niszczyć elegancką powściągliwość („wzrok”, „cienie”) nagromadzeniem terminów filozoficznych i teologicznych („sens”, „wiara” oraz arcymodne „wykluczenie”)? Po co ten barok? Same nazwiska Kristevej i Vaniera nie wystarczyłyby, by zachęcić do lektury?
Ten brak umiaru wydawcy jest przykry także dlatego, iż oboje, Vanier i Kristeva, starają się raczej nie uderzać w wysokie tony, im poważniejszą kwestię dyskutują, tym większa ich prostota, niemalże – dyskrecja. Tymczasem wydawca nie waha się użyć podniosłej i zarazem drażniącej retoryki, przykładowo, w Słowie wstępnym mowa jest o „zmierzeniu się »bez znieczulenia« ze skandalem cierpienia i słabości w konfrontacji ze współczesnym społeczeństwem” (s. 5) (czy doświadczenie cierpienia i „współczesne społeczeństwo” rzeczywiście stoją „w konfrontacji”?). Podobna poetyka cechuje także przedmowę do polskiego wydania (autorstwa Małgorzaty Chmielewskiej), która w dodatku pozostawia jeszcze przykre wrażenie protekcjonalizmu. Kristeva zostaje w nim opisana jako „niewierząca intelektualistka, która rozpaczliwie próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie o przyczynę i sens cierpienia” i przeciwstawiona Vanierovi, „człowiekowi, który po prostu poświęcił swoje długie życie na ulżeniu cierpieniu” (s. 6, podkreśl. AK), co służy odmalowaniu niezbyt uczciwego zestawienia: przeintelektualizowany i zrozpaczony (a przez to bierny) ateizm versus niezadający pytań, „po prostu” niosący pomoc innym, teizm. Prowadzi to do kuriozalnego stwierdzenia, iż niewiara „stara się słabość ukryć, odsunąć czy zlikwidować. W ostateczności neguje słabość poprzez stwierdzenie, że jest tym samym, co siła” (s. 6). Być może jest to tylko skrót myślowy Chmielewskiej, ale tak radykalne sądy wymagają uzasadnienia. W jaki sposób brak wiary „stara się zlikwidować słabość” lub utożsamiać słabość z siłą? Stwierdzenie Chmielewskiej jest problematyczne także z tego powodu, iż słowo „niewiara” nie może być używane zamiennie ze słowem „ateizm” (tego błędu wystrzega się Sobolewski [autor drugiej przedmowy], ale już nie wydawnictwo, dodając swój podtytuł). „Niewiara” to – w przeciwieństwie do w miarę precyzyjnego „ateizmu” – pojęcie bardzo pojemne, zazwyczaj wymagające dodatkowego określenia (jak np. „niewiara w UFO” lub „niewiara w szybkie wyjście z kryzysu”). Stąd też językowy purysta mógłby zadać Chmielewskiej (a także wydawnictwu) pytanie – o jakiej niewierze jest mowa? W istotę najwyższą, w moralność, w postęp?