Pomimo że nasza kultura budowana jest na fundamentach religii, która ciału przypisuje niebagatelne znaczenie, gdyż „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”, a my wierzymy w ciał zmartwychwstanie, cielesność najczęściej nie podlega uduchowieniu, ale kontroli. W pismach chrześcijańskich aż po czasy nam współczesne – do Soboru Watykańskiego II – cielesność była najczęściej pokazywana od strony negatywnej jako pokusa do grzechu. Choć w Biblii nie ma wrogości wobec ciała i kobiet, nie znaczy to, że wolna jest ona od patriarchalnego wartościowania cielesności i płci. Wrogość wobec seksualności pojawiła się we wczesnym Kościele, i została wzmocniona przez racjonalizm czasów nowożytnych oddzielający radykalnie duszę od ciała. Procesy te doprowadziły do tego, że, że w kulturze zachodniej praktycznie nie spotykamy się z wyrażaniem religijności przez ciało, nie mówiąc już o duchowości, która miałaby w „ofercie” takie sposoby modlitwy. Ciągle więc czynimy rozróżnienia między duchem, duszą i ciałem – zapominając, że nie tylko „mamy ciało”, ale „jesteśmy ciałem”. Nie tylko kontroli, ale naznaczeniu (stygmatyzacji) poddane są zwłaszcza „ciało niepełnosprawne” i „ciało geja”. A kiedy jest to „jedno i to samo ciało” – wykluczenie się kumuluje. Czy istnieje jakaś droga wyzwolenia? Czy trzeba poświęcić swoje ciało, zasłaniając się godnością duszy? To nie są abstrakcyjne pytania, kiedy stawia je nam Rafał Urbacki. Nie raz już je formułowano, choć nigdy tak wyraźnie i prowokacyjnie w kraju nad Wisłą.
Trudno nie być pod wrażeniem drogi, którą przeszedł z wózka na parkiet, ucząc się świadomości ciała, którym jest. Długie godziny ćwiczeń i rehabilitacji wymagały niesamowitej motywacji, innej jednak niż ta, która zmusza wiele osób do codziennych treningów po to, żeby nienagannie wyglądać i być sprawnym. Jego kontakt z ciałem nie jest narcystyczny ani pragmatyczny – nie czyni z ciała zakładnika najnowszego ideału doskonałości. Świadomość ciała, jaką zdobył, to, co potrafi nim pokazać na parkiecie, przywołuje u mnie skojarzenia ze świadomością ciała na modlitwie, jaką posiadł św. Dominik. Anonimowy autor podsumował ją w 1270 roku jednym zdaniem: „Gdzie duch porusza ciałem, sam jest poruszany przez ciało”. Problem w tym, że Urbacki nie odnajduje w Kościele miejsca do przeżywania niepełnosprawności i homoseksualności równocześnie. Nie potrafi w nim odnaleźć duchowości, która nie uważa ciała za „więzienie”, lecz za „świątynię ducha”, i jest w stanie pomóc ludziom osiągnąć jedność zewnętrzną i wewnętrzną. W katolicyzmie, tak jak jest on prezentowany na co dzień, nie docenia się możliwości integracji sił witalnych, duchowych i seksualnych. Seksualność osób niepełnosprawnych i homoseksualnych pozostaje tematem tabu. Należy im współczuć, ale traktować jak „trędowatych”, jeśli skalają się seksem. Urbacki opisuje momenty, w których tak się poczuł. Czy coś się zmieni w Kościele i w społeczeństwie? Nie jestem prorokiem, ale milczeć też mi nie wolno, skoro to nie przez Boga, ale ludzi Kościoła Urbacki czuje się zraniony i wykluczony.