Bo Radkowski – poza ogólnie dostępną wiedzą, że to krakowskie pismo współzakładał i przez chwilę nim kierował – jest w Polsce (także w „Znakowym” środowisku) osobą raczej nieznaną. Ba, milczy na jego temat nawet KUL-owska Encyklopedia Katolicka, co do której wydawało mi się dotąd, że stanowi źródło prawie doskonałe.
Tymczasem we Francji, dokąd w drugiej połowie lat 40. ubiegłego wieku emigrował, Jerzy Radkowski (a właściwie: Georges-Hubert de Radkowski) jest rozpoznawalny jako intelektualista katolicki, wybitny socjolog i urbanista, autor ważnej i – zdaniem specjalistów – niezwykle wyrafinowanej pracy z dziedziny antropologii (oraz dwóch innych książek na ten temat, opublikowanych już po jego śmierci).
Radkowski, przez przyjaciół zwany Jerzykiem, urodził się w roku 1924 w rodzinie ziemiańskiej. Wychowywał się na Podolu, gdzie jego dziadek – szlachcic-rezydent jakby żywcem wyjęty z kart Pana Tadeusza – pełnił funkcję dworskiego zarządcy. Już jako kilkunastoletni chłopak, Jerzyk wykazywał niezwykłe jak na swój wiek pasje intelektualne: przeczytał m.in. całego Brzozowskiego, nauczył się kilku języków, studiował dostępne w miejscowej bibliotece książki filozoficzne. W 1944 wziął udział w Powstaniu Warszawskim. Potem znalazł się w Krakowie, gdzie do rodzącego się środowiska „Tygodnika Powszechnego” zarekomendował go filozof ks. Konstanty Michalski, można zatem domniemywać, że Jerzyk należał do grona jego uczniów.
Interesującą charakterystykę Jerzego Radkowskiego zawdzięczamy Jackowi Woźniakowskiemu: „Tak kipiał pomysłami i energią twórczą, że nie można było w ogóle zrozumieć, co mówi. Tempo jego wypowiedzi było bowiem tak kolosalne, iż trzeba było go prosić, żeby powtórzył to, co przed chwilą powiedział. Na szczęście on się o to nie obrażał i kiedy raz jeszcze formułował swoją wypowiedź, okazywało się zwykle, że jest to sąd niesłychanie inteligentny i ciekawy”.
To właśnie pełen zapału Jerzyk miał przekonać założycieli „Tygodnika Powszechnego”, że potrzebują solidnego zaplecza filozoficznego. Że – innymi słowy – oprócz popularnego pisma tygodniowego warto by w Krakowie wydawać również poważny miesięcznik. Ba, on do tego pomysłu zdołał przekonać Stefana Żółkiewskiego, marksistę bardzo wówczas wpływowego w sferach rządowych. Jak podejrzewa Woźniakowski, Jerzyk po prostu tak długo „wiercił mu dziurę w brzuchu” i tak „wymordował”, że w końcu Żółkiewski pozwolenie na wydawanie „Znaku” załatwił.
Pierwszy numer ukazał się w czerwcu 1946 r., a jego redaktorem naczelnym (oraz redaktorem technicznym i w ogóle jedynym płatnym pracownikiem) został Radkowski, który nie miał, jak się zdaje, żadnego innego źródła utrzymania – i w związku z tym mógł się temu zajęciu całkowicie poświęcić.
Nie trwało to jednak długo. Akurat wtedy odwiedziła bowiem redakcje „Tygodnika” i „Znaku” grupa francuskich katolików pielgrzymujących do Polski wraz z o. Aleksandrem Glasbergiem, znanym we Francji konwertytą z judaizmu. W gronie tym była Angèle Fumet, córka francuskiego intelektualisty Stanislasa Fumeta. 22-letni Jerzyk zakochał się (z wzajemnością) w pięknej Angèle i – dzięki koneksjom rodziny Fumetów – zdołał do Francji wyjechać, założył rodzinę i już na zawsze w kraju tym pozostał, stając się z czasem znaczącą postacią we francuskiej humanistyce i tamtejszych kręgach katolickich.