W swojej działalności opozycyjnej w Iranie wielokrotnie powoływał się Pan na przykład Polski. W jaki sposób polskie zmagania z historią i pamięcią wpłynęły na Pańskie myślenie o polityce i pojednaniu?
Zawsze z wielką uwagą śledziłem proces pojednania i politykę nonviolence w tej części Europy. Co więcej, kiedy jako student w Paryżu zaangażowałem się w pomoc dla Solidarności, a później poznałem takich ludzi jak Havel i Michnik, nie opuszczało mnie przekonanie, że ta swoista właściwa Solidarności symbioza etyki i polityki może służyć za wzór dla ruchu obywatelskiego w Iranie. Zresztą moja próba przybliżenia polskiego doświadczenia Irańczykom była jedną z przyczyn mojego aresztowania i oskarżenia o organizację rewolucji w Iranie. To co mnie szczególnie w Solidarności zainteresowało, tak po stronie robotników takich jak Wałęsa, jak i po stronie KOR-u i intelektualistów, to postulat nowej formy podzielonej suwerenności, nowej formy moralnej wspólnoty, a nie jedynie żądania zmiany reżimu. Dla mnie idea siły bezsilnych – jak to sformułował Havel w Czechosłowacji – pozwala w przekonujący sposób dowieść, że społeczeństwo obywatelskie może przeciwstawić się przemocy państwa i może zakorzenić się – tak jak zrobiła to Solidarność – w strukturach społecznych i politycznych.
Jak Pan zauważył polska opozycja była w dużej mierze ruchem moralnym, a nie politycznym. Moralność poucza nas zaś o tym, co dobre i co złe, polityka służy innym celom, np. zdobyciu władzy. Jak połączyć obie te perspektywy? Jak zaprowadzić sprawiedliwość, która nie jest jedynie sprawiedliwością zwycięzców?
Wydaje mi się, że właśnie Polacy pokazali nam jak to robić. W nowych rządach, które zastąpiły władzę komunistów, znalazło się miejsce dla wielu ekskomunistów, którzy nazywali się odtąd postkomunistami. Mieliśmy w ten sposób do czynienia z pewną formą etycznej kontynuacji, mogliśmy mówić jednocześnie o narodowym pojednaniu i transformacyjnej sprawiedliwości, które uchroniły kraje takie jak Czechosłowacja i Polska od przemocy, jaką widzieliśmy np. w Rumunii. Dla mnie – a patrzę z perspektywy Iranu, ale też takich państw jak Egipt czy Tunezja – polski model wart jest naśladowania właśnie dlatego, że pozwala nam z jednej strony wyjść ze spirali przemocy, z drugiej – umożliwia przeprowadzenie politycznej transformacji, która wymaga krytyki przemocy. W krajach, w których nie dochodzi do rzeczywistej zmiany na szczytach władzy, w których politycy są jedynie marionetkami, przemoc – niepoddana całościowej krytyce – szybko wraca, czego dobrym przykładem jest Libia. Nie wystarczy po prostu zastrzelić Kaddafiego i wymienić go na innego wojskowego, który w krótkim czasie stanie się nowym dyktatorem… Polski model był dla mnie ważny, bo pokazał sposób, w jaki społeczeństwo może prowadzić coś w rodzaju dialogu z samym sobą, może głośno mówić o działaniu reżimu, jego kłamstwach, korupcji, może zastanawiać się, czy winno powtórzyć politykę komunistów, czy też winno się od niej zdystansować. Jestem przekonany, że to właśnie ten moment świadomości społecznej, moment jej odzyskania, ma kluczowe znaczenie.