fbpx
Janusz Poniewierski styczeń 2013

Obywatel Turowicz

Jeśli Jerzy Turowicz w latach 90. XX w., już w wolnej Polsce, zabierał głos w sprawach publicznych, to dlatego że czuł się do tego zobligowany. Że domagało się tego odeń jego sumienie.

Artykuł z numeru

Mit przeludnienia

Mit przeludnienia

Artykuł ten stanowi drugą część cyklu poświęconego Jerzemu Turowiczowi. Przedstawia on redaktora naczelnego „Tygodnika” jako obywatela; tematem części ostatniej będzie Turowicz jako twórca kultury.

„Wkrótce po upadku komunizmu zastanawialiśmy się w Maisons-Laffitte razem z Giedroyciem, kto powinien być pierwszym prezydentem niepodległej Rzeczypospolitej. Spojrzeliśmy na siebie i absolutnie równocześnie, jakbyśmy się umówili, padło z naszych ust nazwisko Jerzego Turowicza” – pisał po śmierci Naczelnego „TP” Gustaw Herling-Grudziński.

Wcale się nie dziwię, że twórcy „Kultury” pomyśleli w tym kontekście o Turowiczu. Zresztą – między nami mówiąc – żeby wpaść na taki pomysł, niepotrzebna była ich intuicja polityczna. Ta idea po prostu krążyła w różnych kręgach społecznych – z żalem odrzucana jednak jako nierealna. Zrodziła się dlatego, że on się do tej funkcji nadawał wprost idealnie. A była nierealna głównie ze względu na wiek Pana Jerzego (ur. 1912), szczególną więź z „Tygodnikiem Powszechnym” (do którego redagowania czuł się powołany – i odejście stamtąd uważałby chyba za zdradę), wreszcie jego – powszechnie znaną – niechęć do czynnego udziału w życiu politycznym. Bowiem – jak wspominał prof. Bronisław Geremek, sam w owym życiu głęboko zanurzony – Turowicz miał do polityki stosunek specyficzny: „Pasjonowała go ona i przypominał o jej etycznych referencjach, ale nie chciał uczestniczyć ani w tym, co się zwie »grą polityczną«, ani też we władzy”. Co nie oznaczało, rzecz jasna, że uchylał się od jakiegokolwiek zaangażowania w to, co uważał za słuszne i potrzebne.

Początki tej jego zaangażowanej postawy sięgają Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie”, które w latach 30. XX w., niedługo przed wojną – „znajdowało się w coraz ostrzejszym konflikcie z Młodzieżą Wszechpolską, szczególnie na tle stosunku do nacjonalizmu, a zwłaszcza antysemityzmu”. I tak, 1 grudnia 1935 r., Turowicz, jako przedstawiciel „Odrodzenia”, wziął udział w głośnej debacie zorganizowanej na Uniwersytecie Jagiellońskim, poświęconej Prądom ideowym młodzieży polskiej. Oprócz niego przemawiali wówczas m.in. Józef Cyrankiewicz (socjaliści) i znany potem pisarz emigracyjny Jan Bielatowicz (Młodzież Wszechpolska).

Chrześcijańska formacja i temperament już w 1939 r. doprowadziły Jerzego Turowicza do świata katolickich mediów: w lipcu tego roku został nawet redaktorem naczelnym dziennika „Głos Narodu” – i był nim przez całe dwa miesiące, do 3 lub 4 września, kiedy to ukazał się ostatni numer tej gazety.

Po wybuchu wojny Turowicz związał się z „Unią” – założoną przez Jerzego Brauna konspiracyjną organizacją o profilu chadeckim. Zajmował się tam przede wszystkim działalnością kulturalną (teatr, publicystyka i kolportaż prasy podziemnej), prowadził także u siebie w domu komplety dla dzieci w wieku szkolnym. Warto bowiem pamiętać, że w Goszycach, gdzie mieszkał wraz z rodziną żony, ukrywało się wówczas mnóstwo ludzi: Żydzi, partyzanci, australijski skoczek spadochronowy, uciekinierzy ze wschodu, a potem – po upadku powstania – uchodźcy z Warszawy. Dwór tętnił życiem, był też prawdziwą kuźnią idei, które – jak marzono – uda się zrealizować w przyszłej, wolnej już Polsce.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się