ANNA KRASNOWOLSKA: Takie idee jak demokratyzacja, nie muszą być wcale narzucane z zewnątrz. W całym świecie, zarówno wschodnim jak i zachodnim, odbywa się pewien obieg idei – Polacy też nie wymyślili sami Konstytucji Trzeciego Maja. Europejskie kraje demokratyczne i demokratyzujące się zawsze inspirowały się nawzajem i te inspiracje bardzo często sięgały poza granice Europy. Nie jest więc tak, że w przypadku Wschodu mamy tu do czynienia z jakąś barierą cywilizacyjną. Z początkiem XX wieku tego rodzaju ruchy umysłowe w całym świecie muzułmańskim także miały miejsce. Wystarczy wspomnieć ruchy modernizacyjne, bardzo wyraźny rozwój myśli społecznej, ruchy panislamistyczne, których celem była modernizacja samego islamu, przekształcenie go w narzędzie, doktrynę polityczną, za pomocą której świat islamu mógłby się zjednoczyć. Kontynuacją tych ostatnich są dziś ruchy fundamentalistyczne, ale mieliśmy tam także do czynienia z ideą ożywienia prądów intelektualnych, tradycji myśli przyrodniczej i technicznej w islamie, a także z bardzo silnymi prądami antymuzułmańskimi, które znajdowały odzew w Iranie, albo ideami lewicowymi, przeważnie inspirowanymi przez rewolucjonistów z rosyjskiego Zakałkazia lub Azji Centralnej. Z drugiej strony mamy nacjonalizmy: irański, turecki czy afgański. To nie jest tak, że w społeczeństwach, które były zawsze tradycyjnie muzułmańskie, bardzo religijne w swoich działaniach politycznych i społecznych, nie pojawiały się inne koncepcje i tendencje. Choć bywały one elitarne i obejmowały tylko nieliczne grupy intelektualne.
Myślę, że mają sens próby odwoływania się do tych dawnych tradycji, które w jakiś sposób zostały zapomniane, po części przez te właśnie ludy, ale po części także przez świat zachodni, który żyje w przekonaniu, że to, z czym mamy do czynienia na Wschodzie, to wyłącznie islam, i że zawsze tak było i nigdy się tam nic innego nie wydarzyło. Ważna jest zatem rewizja naszego postrzegania świata muzułmańskiego.
Za tą odbudową struktury umysłowej idą także inne cele, które są wpisane w misję NATO i o nie chciałbym zapytać panią prof. Pstrusińską, która tam była, rozmawiała z żołnierzami i dostarczała im wiedzy na temat Afganistanu. Jaki zamysł polityczny i społeczny przyświeca misji NATO w Afganistanie? Albo inaczej – co należałoby uznać za sukces tej misji, a co byłoby porażką?
JADWIGA PSTRUSIŃSKA: To są pytania, które należałoby zadać przede wszystkim dowództwu NATO. My tak naprawdę nie wiemy, jaki jest powód wysłania wojsk do Afganistanu. Sygnały są tu bardzo sprzeczne – z jednej strony słyszymy, że trzeba pomagać ludności Afganistanu, walczyć z talibami, z Al-kaidą itd., z drugiej zaś wiemy, że NATO musi gdzieś ćwiczyć. Że te niepewne zamysły nie są dla wszystkich członków NATO godne pochwały dowodzi fakt, że nie wszyscy członkowie zdecydowali się partycypować w afgańskiej operacji, lub partycypują w niej w ograniczonym zakresie. Oczywiście Afganistan jako kraj o małej liczbie ludności – niesłychanie wymęczonej wojną, głodującej na wielu terenach – jest doskonałym terenem do odbywania ćwiczeń i szkoleń. Dlaczego NATO nie zaczyna takich akcji w Pakistanie, gdzie jest siedziba i kolebka talibów? Jeżeli chodzi o propagowanie idei demokracji (niewątpliwie w tych wyprawach spiritus movens są Stany Zjednoczone), to dlaczego NATO nie wyprawia się do Chin, do Korei Północnej czy jeszcze gdzieś indziej? Jeżeli motywem interwencji jest pomoc ludziom umierającym z głodu, to dlaczego NATO nie pomyśli o jakichś państwach w Afryce? Rzeczywiste zamysły NATO zwykłemu obywatelowi nie są znane.