Wśród największych miast Polski jest kilka, które oprócz bycia „miejscem płacy” dla tysięcy ludzi, stanowią magnes dla gości przybywających na kontrakty, stypendia, staże, delegacje, dłuższe urlopy czy choćby weekendowe wycieczki. W Polsce południowej takimi szczególnymi miejscami są dawne królewskie grody – Kraków i Wrocław. Przez większość XX w. dość zaniedbywane, dziś obie Stolice Południa nadrabiają zaległości i wracają do gry o najwyższe lokaty wśród najchętniej odwiedzanych miast Polski i Europy Środkowej. Kraków co roku bije o milion osób swój poprzedni rekord liczby odwiedzających miasto turystów, a w niektórych rankingach popularności wyprzedza Paryż i Barcelonę. O Wrocławiu jest ostatnio głośno ze względu na starania o organizację EXPO 2012, bezprecedensowy napływ inwestycji i zeszłoroczną kampanię na Wyspach Brytyjskich, mającą zachęcić polskich emigrantów do przyjazdu nad Odrę. Oba ośrodki, choć podobne wielkościowo, startują z zupełnie innych punktów. Kraków nieprzerwanie od XI w. jest duchową stolicą Polski i ważnym ośrodkiem środkowoeuropejskim. Wrocław – niegdyś wspaniała stolica śląska i pruska – został przejęty przez Polskę jako wielkie gruzowisko, i zbudowany od nowa (co na polu społecznym już się zakończyło, na urbanistycznym zaś – ciągle trwa). Nie dziwi więc, że w swoich kampaniach promocyjnych krakowianie odmieniają przez wszystkie przypadki rzeczownik „tradycja”, podczas gdy wrocławianie stawiają na młodość, dynamizm i otwartość.
W Polce oba ośrodki są na tak zakreślonych polach bezkonkurencyjne – szkopuł jednak w tym, że konkurencja odbywa się dziś w skali świata. Z każdego miejsca w Europie w odległości kilku godzin lotu znaleźć można sporo miast co najmniej porównywalnych z naszymi Stolicami Południa. Przed Krakowem i Wrocławiem staje więc pytanie, jak po nadrobieniu zaległości i wyczerpaniu podstawowych rezerw nie przerwać dobrej passy? Co wyeksponować, by utrzymać obecną popularność? Pytania te wydają się mniej palące w przypadku wrocławian, zajętych „inwestycyjną bieżączką” i przywracaniem miastu na różnych obszarach rangi porównywalnej z przedwojenną. Skala inwestycji i zobowiązań każe jednak osobom odpowiedzialnym za wizerunek Wrocławia już dziś wybiegać w przyszłość, i to z zuchwałością działającą drażniąco na warszawski rząd. Jak bowiem inaczej nazwać równoczesne starania o prawo do organizacji tzw. „Małego EXPO” i goszczenia części spotkań Mistrzostw Europy w piłce nożnej w r. 2012 oraz o lokalizację we Wrocławiu Europejskiego Instytutu Technologicznego? Podobnego „mierzenia siły na zamiary” trudno doszukiwać się w Krakowie, który jednak startuje z dużo wyższego niż Wrocław pułapu.
W każdym bądź razie, warunkiem dalszego wzrostu atrakcyjności tak Krakowa, jak i Wrocławia, jest umiejętne wykorzystanie już posiadanych przez nie walorów, przede wszystkim kulturowych, skoro infrastruktura jest wciąż w budowie. Najważniejsze z tych walorów, w subiektywnym wyborze, to: status ważnych ośrodków naukowo-akademickich i kulturalnych, tradycje historyczne, kontakty zagraniczne i odziedziczone formy urbanistyczne. O randze Krakowa i Wrocławia jako ośrodków akademickich i naukowych stanowią przede wszystkim uczelnie wyższe o wielkich tradycjach (UJ, UWr, AGH i PWr), stale plasujące się ścisłej polskiej czołówce i pnące się mozolnie w rankingach światowych. Obudowane są one gęstą siecią innych instytucji naukowych oraz szkół niepublicznych, co daje Stolicom Południa rangę ponadregionalną. Uczeni, absolwenci i studenci wywodzący się spoza Dolnego Śląska i Małopolski, czy wręcz spoza granic RP (by wspomnieć choćby program stypendialny Funduszu Królowej Jadwigi przy UJ), z jednej strony, współtworzą niepowtarzalną atmosferę obu miast, z drugiej zaś, stanowią sieć ich bezinteresownych „ambasadorów”. Kraków i Wrocław z powodzeniem odcinają kupony – przy czym stolica Dolnego Śląska wyraźnie postawiła na ścisłe współdziałanie samorządu i uczelni wyższych, by wspomnieć choćby niedawne wspólne wizyty robocze w zachodniej Ukrainie, Chinach i Indiach.