Druga część starego przysłowia „Młyny Kościoła mielą powoli…” – nomen omen mniej popularna – brzmi: „… ale skutecznie”. To „powoli” boleśnie nieraz dawało się odczuć w sytuacjach kryzysowych. A spóźniona skuteczność niekoniecznie była doskonała.
Trudno dziwić się tej ostrożności – Mater Ecclesia rządzi się innymi prawami niż instytucja świecka. Żądanie, by działała jak jednostka policji, byłoby absurdem. Ale Kościół ma swoje sposoby na zażegnanie kłopotów. Oczyszczeniem bywało ujawnianie – także na życzenie duchownych – bulwersujących spraw opinii publicznej.
Do największego ostatnio kryzysu w Kościele powszechnym doprowadziły przetaczające się od lat przez jego szeregi skandale seksualne. Dochodzenie w sprawie księży-pedofilów zachwiało wiarygodnością Kościoła w Irlandii. W ciągu kilkudziesięciu lat księża z diecezji dublińskiej mogli dopuścić się około tysiąca gwałtów na dzieciach, najczęściej z katolickich szkół – takie szokujące informacje obwieściła w zeszłym roku organizacja One in Four, która broni praw ofiar przemocy seksualnej. Organizację tę założył Colm O’Gorman, w dzieciństwie zgwałcony przez ks. Seana Fortune’a. Gdy w 1999 roku O’Gorman wystąpił na drogę sądową, Fortune popełnił samobójstwo, a do sądów masowo zaczęły zgłaszać się ofiary księży-pedofilów. To wtedy nastąpił przełom: od dawna, tyle że po cichu, mówiono, że Kościół ukrywał przypadki pedofilii wśród księży.
Co na to irlandzka hierarchia? Sprawa drgnęła dopiero kilka lat później: wraz z opublikowaniem tzw. raportu z Ferns w 2005 roku wyszła na jaw skala przestępstw. Według rządowej komisji w latach 1960-2002 ponad 20 księży dokonało kilkudziesięciu aktów molestowania seksualnego. Z raportu wyłonił się ponury obraz Kościoła irlandzkiego. Okazało się, że hierarchia nie reagowała na alarmujące sygnały: księża byli na jakiś czas przenoszeni do innych parafii, a potem wracali. Ten wstrząs był jednak ozdrowieńczy. Po ujawnieniu raportu Kościół hierarchiczny wziął sprawę w swoje ręce. Specjalnie powołana komisja wszczęła własne śledztwo. Jego efekty zaprezentował w 2005 roku arcybiskup Diarmuid Martin. Ogłoszono, że od 1940 roku w diecezji działało 102 księży-pedofilów. Liczba ofiar sięgnęła 400. Wydaje się zatem, że Kościół irlandzki poradził sobie z problemem pedofilii we własnych szeregach: w licznych diecezjach powstały komisje – złożone nie tylko z duchownych, ale także świeckich. Ich zadaniem jest natychmiastowe reagowanie na każdy przypadek pedofilii.
Przez podobną próbę musiał przejść Kościół w USA. Skandal z molestowaniem seksualnym księży wybuchł w 2002 roku w Bostonie. Okazało się, że ofiarami księży-pedofilów padły dzieci w całej Ameryce. Większość przypadków wydarzyło się w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Dopiero po wielu latach ofiary odważyły się opowiedzieć o tym głośno. Amerykańskie diecezje zaczęły wypłacać odszkodowania. Niebotyczne sumy szybko przekroczyły możliwości parafialnych budżetów. Niektóre diecezje ogłosiły wówczas bankructwo. Przy okazji wyszły na jaw uchybienia Kościoła: księży-pedofilów nie usuwano ze stanowisk, ale próbowano leczyć i przenoszono z parafii do parafii. Kardynał Bernard Law z Bostonu podał się do dymisji, oskarżony o tuszowanie zbrodni seksualnych. W 2004 roku na zlecenie episkopatu USA śledztwo wszczęli emerytowani agenci FBI, księża i prawnicy. Zbadali archiwa Kościoła i przesłuchali tysiące ofiar i samych księży. Ich raport mógł budzić grozę: między rokiem 1950 a 2002 działało co najmniej 4,4 tys. księży-pedofilów. A hierarchom Kościoła w USA zarzucono „lekceważenie doniesień o przypadkach molestowania, niedocenianie wagi problemu lub martwienie się głównie o to, by nie nagłaśniać skandalu”. Na szczęście amerykańscy biskupi zaostrzyli politykę wobec podejrzanych księży, których stopniowo odsuwano ze stanowisk. Oprócz kardynała Law na emeryturę odeszło jeszcze wielu wpływowych hierarchów, którzy w tej sprawie dopuścili się zaniedbań.