fbpx
ks. Jan Kracik październik 2007

Prawowierność i herezja

Chrześcijańską tożsamość wzmacnia konsekwencja wobec własnych przekonań, nie zaś pogardzanie cudzymi, jak działo się to często w dobie reformacji i kontrreformacji. Albo jak dzieje się ciągle w porządku moralnym, gdy – zamiast podążać za lepszymi – poszukuje się gorszych od siebie, by się bez wysiłku dowartościować.

Artykuł z numeru

Stare herezje w dzisiejszym Kościele

 

Ta historia kojarzy się głównie z separowaniem, a nie współistnieniem. Z wczesnochrześcijańskimi sporami wokół artykulacji doktryny chrześcijańskiej, ze stosami dla oponentów potężnego Kościoła średniowiecznego, ze skutkami rozłamu zachodniego chrześcijaństwa w XVI wieku, w tym zwłaszcza słownymi i zbrojnymi konfliktami. Jest ortodoksja i są ci, którzy od niej odstępują. Zwalczani w polemikach, wykluczani ze wspólnoty wiary w pokonstantyńskiej epoce związania się młodej religii ze starym cesarstwem, a potem z nowymi królestwami, ,,odpowiednio” traktowani – przy użyciu środków administracyjnych, z najsurowszymi represjami włącznie.

,,Odmieńcy” – postrzegani przez adwersarzy niczym demony, a przez dziejopisów z lekceważeniem – zyskali w XVIII wieku swoich entuzjastycznych adwokatów (m.in. Gottfried Arnold, Johann Lorenz von Mosheim, Christian Wilhelm Franz Walch), którzy pisząc historię chrześcijańskich Kościołów i kacerzy, ukazywali tych drugich jako wybranych świadków Boga, niosących Jego światło zepsutym i opresyjnym instytucjom religijnym. Do eksponowanej w tytułach bezstronności było tym pracom daleko, niemniej stawiane w nich pytania winny ciągle towarzyszyć refleksji nad dziejami tego czy innego Kościoła.

Jak można było wierzyć, że Bóg chce, by innego chrześcijanina nękać więzieniem czy konfiskatą mienia, a nawet śmiercią za to, że nie jest w stanie uznać którejś z prawd wiary? Dlaczego pogłoski i domysły na temat heretyka znaczyły dla jego prześladowców tak wiele, a rzetelne badania jego rzeczywistych przekonań pozostawiały nieraz tak wiele do życzenia? Czemu niektóre z ostro zwalczanych i gromko potępianych poglądów po jakimś czasie zyskiwały uznanie i były oficjalnie głoszone? I jak pogodzić tak wysoką czujność, zdecydowane reagowanie i surowość władz kościelnych wobec jawnych głosicieli heterodoksyjnych poglądów z wielką pobłażliwością wobec konglomeratu najrozmaitszych wierzeń, przez całe wieki wypełniających głowy wiernych wskutek mizerii nauczania przez duchownych, skupiających się głównie na mnożeniu nabożeństw? Część tych wierzeń kłóciła się z kościelnym Credo, inne wypaczały sens niejednej praktyki religijnej, nieraz przy twórczym udziale samych księży.

Tego wszystkiego nie zasłoni parawan z napisem ,,prawo inkulturacji”, gdyż nad procesem tym w miarę panowano w epoce indywidualnej drogi długo przygotowywanych do chrztu kandydatów w I-IV wieku. Wprowadzanie do Kościoła (w V-XVI wieku) hurmem całych ludów na rozkaz władcy czy w wyniku podboju miało na długo poważniejsze następstwa dla świadomości chrześcijańskiej ludu Bożego niż wystąpienie kilku herezjarchów. Oto pobieżne i mało komunikatywne (no bo jak w parę dni powiedzieć politeistom o Bogu Trójjedynym, Odkupieniu, łasce, eschatologii itd.?)  pouczenie przez słabo do tego zdatnych misjonarzy wyrwanych z klasztoru… Oto obowiązkowe poddanie się chrzcielnemu obrzędowi, narzucenie pod książęcą sankcją niepojętych obowiązków, trudnych do zrozumienia i wykonania. Czemu, na przykład, co siedem dni nie wolno pracować, przez półtora miesiąca nie jeść mięsa? Czemu umarłych należy zakopywać, a nie palić?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się