fbpx
Michał Bardel styczeń 2008

Hadrian w kąpieli, czyli tyleż o higienie, co o życiu towarzyskim Rzymian

Jest rzeczą godną uwagi, że całe niemal życie towarzyskie starożytnego Rzymu koncentrowało się przede wszystkim w miejscach ściśle związanych z higieną osobistą: salonach fryzjerów, termach, wreszcie także i publicznych latrynach.

Artykuł z numeru

Czy Pan Bóg sprowadza deszcz?

„Łaźnie, wino i Wenus niszczą nasze ciała, ale łaźnie, wino i Wenus to nasze życie” – powiadali Rzymianie. Nie bez powodu tę listę trzech życiodajnych symboli rozpoczynają właśnie termy. W wielu poważnych kwestiach Rzymianie mieli inne zdanie niż Grecy, ale w niewielu różnica ta była tak wyraźna. Choć pierwsze rzymskie łaźnie budowano na wzór greckich balaneionów, bardzo szybko miejsca te zaczęły spełniać całkowicie odmienną rolę. Grekom służyły za ochłodę w sportowych zmaganiach podejmowanych ze ściśle religijną powagą i oddaniem, Rzymianom tymczasem niezbyt męczące gry na wolnym powietrzu umilać miały równie uświęconą, wielogodzinną kąpiel. I tak jak Grecy dobudowywali niewielkie łaźnie do gigantycznych gimnazjonów, tak Rzymianie obok potężnych łaźni wystawiali skromne palestry. Rzymskie umiłowanie gorących kąpieli szybko stało się pożywką dla żartów, którymi wysportowani Grecy wyśmiewali zniewieściałość obywateli Rzymu.

Zanim jednak przestąpimy próg rzymskich term, by przyjrzeć się, co to za miejsce, i by zrozumieć, że sama kąpiel to tylko jeden, ważny, ale nie jedyny powód, dla którego szanujący się obywatel rzymski potrafił spędzać w łaźniach długie popołudniowe godziny, podglądnijmy pokrótce zabiegi higieniczne, których dokonywano poza termami.

Bo z samego rana Rzymianie myć się nie mieli zwyczaju. O ile polegać możemy w tej kwestii na literackich źródłach, sądzić należy, że poranna toaleta – jeśli rozumieć przez nią odświeżenie większych partia ciała – nie była stałym elementem porządku dnia[1]. Nawet wówczas, gdy najbogatsi obywatele dysponowali prywatnymi łazienkami, służyły one najczęściej do obmywania twarzy, rąk i stóp – a więc tych części ciała, które w naturalny sposób pozostawały niezasłonięte: tak w dzień, jak i w nocy. Nic nam bowiem nie wiadomo, by Rzymianie układając się do snu zmieniali cokolwiek w swojej garderobie spodniej, wierzchnią jedynie odkładając na bok i zzuwając sandały. Nie ma powodów by nie wierzyć Senece, że jego przodkowie myli się w całości jedynie w nundiny (a więc raz w tygodniu)[2]? Jeśli rzecz porównać z częstotliwością kąpieli na polskiej wsi przedwojennej, to i tak należy Rzymian chwalić, a jeśli dodać do tego niemal codzienne wizyty najzamożniejszych mieszkańców miasta (nawet jeśli tylko miasta) w termach, to obywatele Rzymu okazują się najbardziej higienicznym z historycznych społeczeństw aż po wiek dwudziesty. Jeśli więc krzywimy się na widok przeciętnego Rzymianina, który po wstaniu z łóżka przemywa jedynie twarz w miednicy, narzuca płaszcz, wzuwa buty i – zazwyczaj bez śniadania, jedynie przemywając usta wodą lub winem – wyrusza pełnić swoje obowiązki, pamiętajmy, że jeszcze tego samego dnia, jeśli nic mu w tym nie przeszkodzi, Rzymianin nasz dotrze do łaźni, z której wyjdzie dopiero wieczorem, by – nabrawszy w kąpieli apetytu – wrócić do domu prosto na obfitą kolację. Niech nie ujdzie też naszej uwadze, że jeśli tylko nie jest żołnierzem lub filozofem, z całą pewnością jeszcze przed południem znajdzie godzinę albo dwie, by odwiedzić zakład fryzjerski. A rzymscy golarze to zagadnienie domagające się osobnej opowieści…

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się