fbpx
Paweł Walczak styczeń 2008

O człowieku warto rozmawiać

Mawia się, że na ulicach starożytnych Aten nawet przekupki spierały się o naturę wszechrzeczy. Anegdota ta ma świadczyć, że naród grecki to filozof pomiędzy narodami. O Polakach można z kolei powiedzieć, że naród nasz to teoretyk wychowania pomiędzy narodami. U nas bowiem każdy ma coś do powiedzenia w sprawach wychowania i wielu wygłasza na ten temat opinie. Szczególnie ostatnio.

Artykuł z numeru

Czy Pan Bóg sprowadza deszcz?

To nagłe zainteresowanie opinii publicznej zagadnieniem wychowania powinno cieszyć. Wszak wychowanie jest z natury zorientowane na realizację normatywnie określonego celu i jeśli ma być racjonalne, musi wynikać z przemyślanej teleologii. Stąd działalność każdego wychowawcy, zarówno nauczyciela, jak i rodzica, winna być poddawana nieustannej weryfikacji przez refleksję nad przebiegiem procesu wychowania i skutecznością przyjętej metody.

Debata nad wychowaniem, która, podsycana medialnym szumem, przetacza się od sejmowych mównic, przez pokoje nauczycielskie aż po instytucje z wychowaniem bezpośrednio nie związane, coraz wyraźniej ukazuje zarysowujący się konflikt pomiędzy zwolennikami tradycyjnej kindersztuby a otwartymi na nowe nurty pedagogicznie oponentami obecnych gospodarzy Ministerstwa Edukacji.

Przyczynkiem do licznych wypowiedzi na temat wychowania było ogłoszenie programu „Zero tolerancji”, który prezentowano jako szybki i skuteczny sposób na przywrócenie ładu i porządku w polskiej szkole. Pomysły ówczesnego ministra edukacji Romana Giertycha zmobilizowały do ostrych wystąpień krytyków wątpiących w ozdrowieńczą moc pośpiesznie wprowadzanego programu, których sam autor programu określił mianem „pedagogicznych liberałów”. Nie wchodząc w szczegóły, nie analizując, co takie określenie może oznaczać i czy zostało użyte w sposób adekwatny, uznajmy to za pewien skrót myślowy i przyjmijmy taką nazwę dla określenia tych, którzy nie zgadzają się z pomysłami byłego ministra. Zwolenników ministerialnej wizji nazwijmy dla równowagi pedagogicznymi konserwatystami.

Przyglądając się tej dyskusji zadaję sobie pytanie, o co w istocie toczy się spór? Czy możliwe jest jakiekolwiek porozumienie? Skoro, przynajmniej w warstwie deklaratywnej, zarówno pedagogiczni liberałowie jak i konserwatywnie zorientowani pedagodzy, są szczerze zatroskani o stan polskiej oświaty, można przyjąć tezę, iż panuje zgoda co do celów wychowania i zadań, które stawiamy szkole. Wszystkim zależy na bezpieczeństwie w szkole, wszyscy pragną wychować człowieka mądrego i dobrego. Zadawałoby się zatem, że spór dotyczy jedynie wizji wychowania, sposobów postrzegania procesów wychowania oraz skuteczności metod, jakimi ów cel należy osiągać.

Skoro obie strony sporu łączy wspólnota celów, dzieli zaś jedynie kwestia metod i procedur ich osiągania, należałoby żywić nadzieję, że przy odrobinie dobrej woli uczestnicy debaty oraz decydenci powinni dojść do porozumienia. Wszystkim bowiem, przynajmniej w warstwie deklaratywnej, przyświeca dobro dzieci. Można byłoby oczekiwać, że po dokładnym zanalizowaniu praktyki szkolnej i przyjrzeniu się faktom uda się ustalić, które z proponowanych metod rokują nadzieję na sukces wychowawczy, a które nie. Kompromis w tej sprawie jest możliwy. Czyżby?

Osobiście nie jestem takim optymistą. Raczej skłonny jestem przypuszczać, iż konflikt ten będzie narastał. A polska oświata pozostanie areną nieustających eksperymentów i reform, które będą ją zmieniały w różnych kierunkach, w zależności od tego, która ze stron sporu jest aktualnie u władzy.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się