M.B.: Jedną z konsekwencji procesów indywidualizacji, psychologizacji i subiektywizacji, jakie zachodzą w Europie Zachodniej, jest zanikanie pojęcia grzechu. Grzechem jest to, co jest złe „dla mnie”. My, katolicy, mamy z grzechem inny problem, wewnątrzkościelny. Pasterze wolą mówić o grzechach świeckich niż własnych. Jako współzałożyciel i dyrektor Szkoły dla Spowiedników, ma Ojciec szczególną wiedzę i doświadczenie. Co to jest grzech?
P.J.-Ś.: Katechizm Kościoła Katolickiego za grzech uważa świadome i dobrowolne wystąpienie przeciwko przykazaniu Bożemu lub kościelnemu. Archetypem każdego grzechu jest występek przeciwko pierwszemu przykazaniu: „Nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną”. Cały czas wraca rajska pokusa, człowiek chce być jak Bóg. Św. Augustyn rozumiał grzech pierworodny jako przejaw dwóch tendencji: chciwości i pychy. Człowiek przywłaszcza sobie to, co Bóg mu dał, mówi: „to jest moje”, albo z pychą stwierdza: „ja Boga nie potrzebuję, zrobię to lepiej”. Grzech jest zamknięciem się w sobie. Wszystko jedno, czy chodzi o grzech bałwochwalstwa, gdy kładę tarota, aby przewidzieć przyszłość, czy o normy życia seksualnego, które sam sobie ustalam. Ostatecznie chodzi o stwierdzenie, że „ja” jestem najważniejszy, ode mnie pochodzi prawda o tym, co jest dobre, a co złe.
Grzechu nie da się pojąć bez odniesienia do Boga, ale człowiek w niewielkim stopniu ma świadomość buntu przeciwko Stwórcy. Nie wybiera zła, żeby zrobić Ojcu w Niebie na złość. W praktyce to się przekłada na codzienne zachowania.
Grzech jest pojęciem teologicznym, a z punktu widzenia teologii nasze życie jest całkowicie otwarte na Boga. Nie ma przestrzeni, w których przestaję być Bożym dzieckiem. W jakiejś konkretnej sytuacji może nie będę tego brał pod uwagę: na przykład patrzę na kogoś, chcę mu dać w zęby i rozważam – dać mu czy nie dać. Zanim dam, pomyślę: Pan Bóg mówił, że trzeba miłować. Ale w innym momencie kogoś będę chciał okłamać i przypomni mi się po prostu, że nie powinienem. Nie muszę uświadamiać sobie zawsze ostatecznego odniesienia do Boga w tej wewnętrznej dyskusji, ale to nie znaczy, że zasady moralne, które przyjąłem, nie opierają się na Bogu.
Grzech, błędy, upadki
Jednak większość katolików za grzech uzna jakieś zachowanie sprzeczne z przykazaniem.
Robienie z chrześcijaństwa religii kodeksów praw to olbrzymi problem. Zarówno Ewangelia, jak i etyka mogą stać się rodzajem kodeksu takiego jak drogowy: w ten sposób nie wolno wyprzedzać, tam nie wolno parkować. Koncentrujemy się na tym, gdzie stoi zakaz: tego nie mogę, tamtego mi zabronili, a więc Ewangelia zabiera mi tyle rzeczy. Jeżeli grzech widzę w perspektywie relacji do Boga, a Ewangelię jako Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie, to rozumiem, że chrześcijaństwo nie jest religią przepisów, ale osoby Jezusa Chrystusa, który jest Słowem miłości Boga do człowieka. Wtedy wszystko zaczyna grać.