Prezydenta Putina popiera 85 procent społeczeństwa: tak zapewniają kremlowscy politolodzy.
Najważniejszy z nich, Gleb Pawłowski twierdzi: „Rosję dosłownie rozpiera finansowa i polityczna moc skumulowana w centrum, na Kremlu, a tej mocy ciągle przybywa”.
Amerykański politolog Allan Lynch ogłasza: „Reżim Putina jest chyba najlepszy z tych, jakie Rosjanie mieli w całej swojej historii”. Inny amerykański ekspert (rosyjskiego pochodzenia) Nikołaj Złobin, członek utworzonego przez Putina dla ekspertów zajmujących się Rosją ekskluzywnego Klubu „Wałdaj” (który we wrześniu 2007 odbył czwarte już swe posiedzenie za zamkniętymi drzwiami) nie kryje entuzjazmu dla gospodarza Kremla:
Takich spotkań nie przeprowadza żaden polityk w świecie, żaden prezydent. Czyż więc Rosja nie jest absolutnie otwartym, demokratycznym i absolutnie wolnym krajem? Prezydent spotyka się z głównymi zachodnimi politologami i ekspertami zupełnie nieformalnie, bez ochrony i bez pomocników. Kiedy tak stoisz na werandzie z koniakiem lub lampką szampana, piętnaście centymetrów od rosyjskiego lidera – wywiera to silne wrażenie.
Tak silne, że znaleźli się na Zachodzie politycy bez mrugnięcia powiek uznający wybory do Dumy w grudniu 2007 za przeprowadzone zgodnie z zasadami państwa demokratycznego. A już po tych wyborach amerykański tygodnik „Time” przyznał Władimirowi Putinowi tytuł „Człowieka Roku 2007” za „wyjątkowe osiągnięcia przywódcze – przejęcie kraju pogrążonego w chaosie i doprowadzenie go do stabilizacji”. To było 18 grudnia 2007.
Nieco wcześniej, 21 listopada 2007, występując w podmoskiewskich Łużnikach na stadionie zapełnionym swoimi zwolennikami, Władimir Putin rzucił hasło: bij wroga! W kraju i poza nim. Wróg wewnętrzny to każdy, kto jest poza partią Jedna Rosja, nieważne – na lewicy czy na prawicy. Wróg zewnętrzny – jak zwykle: wszyscy na zachód od Buga oraz – w roli głównej – Stany Zjednoczone. Putin twardo skandował: Zlikwidujemy! Zwalczymy! Zwyciężymy!
22 listopada w Sierpuchowie pod Moskwą dwudziestoletni działacz opozycji zjednoczonej w stowarzyszeniu „Inna Rosja” Jurij Czerwoczkin rozklejał ulotki wzywające na organizowane przez tę organizację „Marsze Niezgody”. Za nim szło czterech. „Śledzą mnie. Z milicji. Tutejszej” – zdążył wysłać SMS do znajomych zanim padły pierwsze razy. Zmarł trzy tygodnie później, 10 grudnia, nie odzyskawszy przytomności.
25 listopada w Moskwie i Petersburgu kordony funkcjonariuszy OMON (specjalne siły milicji) otoczyły manifestantów organizacji skupiającej opozycję Inna Rosja, bijąc i kopiąc kogo popadnie, przypadkowych przechodniów też. Komuś (Leonidowi Gozmanowi) złamano rękę, kogoś brutalnie ciągnięto po ziemi do milicyjnych „suk”, lidera młodzieżowego Jabłoka Aleksandra Szurszewa pobito aż do wstrząsu mózgu. Za kraty powędrowało z trzysta osób, wśród nich i Nikita Biełych – lider Sojuszu Sił Prawicy, i Borys Niemcow – deputowany do Dumy z ramienia tej partii, i Garri Kasparow – szachowy mistrz świata, przez dwadzieścia lat występujący pod radziecką, a później rosyjską flagą, założyciel opozycyjnego Zjednoczonego Frontu Obywatelskiego. Nie zezwolono nawet na przekazanie mu szczoteczki do zębów. W Sądzie Mieszczańskim, w centrum Moskwy, zatrzymanych bito wprost na sali sądowej. Adwokatów do nich nie dopuszczono.