fbpx
z Moniką Izydorczyk i Wojciechem Stanisławskim rozmawia Jan Piekło maj 2008

Marzenia o „Wielkiej Bałkanii”

18 lutego, dzień po ogłoszeniu niepodległości przez Kosowo, w warszawskiej siedzibie fundacji PAUCI odbyła się dyskusja poświęcona możliwym konsekwencjom tego wydarzenia dla Bałkanów i innych domagających się niezależności regionów Europy.

Artykuł z numeru

Kazus bałkański. Europa między suwerennością a samostanowieniem

JAN PIEKŁO: Ogłoszenie deklaracji niepodległości przez Kosowo wywołało różnorodne, często bardzo emocjonalne reakcje w świecie. Nieprzejednaną pozycję Serbii wsparła Rosja, niektóre mające własne problemy z mniejszościami narodowymi kraje Unii Europejskiej również nie zdecydowały się na uznanie Kosowa. Polska dyplomacja idąc w ślady Waszyngtonu, Berlina, Paryża i Londynu odpowiedziała na deklarację Prisztiny uznając kolejne nowe państwo, które powstało na Bałkanach.

Jakie mogą być międzynarodowe konsekwencje tej sytuacji? Czy ten niewątpliwy precedens w dziejach prawa międzynarodowego nie wywoła efektu domina i kazus Kosowa nie zachęci innych pozbawionych własnej państwowości grup etnicznych do pójścia podobną drogą? Czy nie przyczyni się do dalszej destabilizacji sytuacji na Bałkanach? A może otworzy drogę do procesu normalizacji tworząc fundamenty nowych rozwiązań trudnych problemów współczesnego świata? 

MONIKA IZYDORCZYK: Wczorajsze wydarzenia w Prisztinie nikogo nie zaskoczyły. Od czasu interwencji NATO w 1999 r. Kosowo było tzw. limbo state – znajdowało się w stanie zawieszenia. Oprócz administracji międzynarodowej – i silnych struktur przestępczości zorganizowanej – w zasadzie nie funkcjonowało tam nic. W dodatku ONZ nie bardzo wiedziała, co z Kosowem zrobić. Niektórzy politycy, prym wiedli w tym Amerykanie i Niemcy, już wcześniej obiecali kosowskim Albańczykom niepodległość. Po rozbudzeniu takich nadziei coraz trudniej było uspokoić region i wyobrazić sobie powrót serbskiej administracji do prowincji.

Z drugiej strony, większość kosowskich Albańczyków stanowią ludzie młodzi, którzy są zmęczeni ciągłą „tymczasowością” i chcą żyć we własnym państwie. Dlatego należy unikać jednoznacznych ocen i prorokowania, na przykład że Kosowo będzie państwem mafijnym. Byłoby to nieuczciwe w stosunku do tysięcy ludzi, którzy pragną pokazać światu, że dojrzeli do niepodległości i demokracji.

Jeżeli chodzi o Serbię, problem Kosowa ma charakter emocjonalny. Spośród dziesięciu milionów mieszkańców kraju dotyczy on bezpośrednio tylko około półtora miliona – są to imigranci z Kosowa wraz z rodzinami. Swoją rolę odgrywają jednak emocje zbiorowe: z jednej strony Serbowie wiążą z Kosowem swoją historię, z drugiej uważają, że wspólnota międzynarodowa potraktowała ich niesprawiedliwie, pomagając prowincji uzyskać niepodległość. W Serbii panuje resentyment i brak zaufania w stosunku do Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych spowodowany przekonaniem, że działają one jednostronnie, na korzyść kosowskich Albańczyków.

Rzeczywiście polityka Unii na Bałkanach jest czasami mało zrozumiała. Europejscy politycy biorą zwykle pod uwagę tylko najbliższe kilkanaście miesięcy; w dłuższej perspektywie uważa się, że państwa tego regionu prędzej czy później wstąpią do Unii – a w każdym razie tak się im obiecuje. Mamy zatem ponownie do czynienia z rozbudzaniem marzeń i znowu brakuje planu, jak miałaby się tam dokonywać stabilizacja.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się