Kiedy przed wyborami prezydenckimi w Chile w 1970 r. sondaże zdecydowanie wskazywały jako lidera kandydata socjalistów Salvadora Allende, Henry Kissinger, doradca ds. bezpieczeństwa ówczesnego prezydenta USA Richarda Nixona, powiedział: „Nie rozumiem, dlaczego mielibyśmy stać z boku i przyglądać się, jak kraj staje się komunistyczny przez nieodpowiedzialność jego obywateli. Sprawa jest dalece zbyt istotna, by pozwolić chilijskim wyborcom decydować o sobie”. Uważnych obserwatorów zimnowojennej sceny politycznej w Ameryce Łacińskiej nie dziwiło zatem, że po wygranych przez Allendego wyborach Waszyngton podejmował kolejne kroki w celu destabilizacji chilijskiej gospodarki, licząc, że w ten sposób doprowadzi prezydenta do ustąpienia z urzędu. Minęły jednak trzy lata, a jedynym efektem izolowania Chile było jego szybsze zbliżanie się do Kuby i bloku socjalistycznego. Wówczas Amerykanie postanowili zmienić strategię, wspierając przeprowadzony we wrześniu 1973 r. pucz wojskowy pod dowództwem gen. Augusto Pinocheta. W ciągu tygodnia od zamachu stanu kraj zmienił się nie do poznania. Parlament rozwiązano, ze zbombardowanego pałacu prezydenckiego zostały ruiny, walki pochłonęły życie kilkunastu tysięcy cywili, a ponad 100 tys. kolejnych zostało aresztowanych i osadzonych w tworzonych naprędce licznych obozach koncentracyjnych. Nawet największym sceptykom nie śniło się jednak wówczas, że wszystkie te wydarzenia miały stanowić jedynie preludium do najmroczniejszej karty w historii całego regionu.
Pinochet, Bóg i DINA
Zaledwie dwa miesiące po puczu Pinochet powołał Narodową Dyrekcję Wywiadu (Dirección Nacional de Inteligencia, DINA), której głównym zadaniem były wykrywanie i likwidacja lewicowej opozycji w kraju. O sile tej organizacji najlepiej świadczą słowa jednego z informatorów amerykańskiego Departamentu Obrony, który napisał w raporcie, że w Chile w tamtym czasie były trzy źródła władzy: „Pinochet, Bóg i DINA”. Brutalne metody stosowane przez wywiad szybko okazały się bardzo skuteczne w kraju, jednakże wciąż problematyczne było ściganie wywrotowców, którym udało się zbiec za granicę. Junta wojskowa uważała, że nawet poza państwem są oni niezwykle niebezpieczni, jako że nie tylko mogą kontaktować się z sojusznikami przebywającymi w Chile, ale też organizować zewnętrzne wsparcie. Powoli rodził się zatem plan regionalnej współpracy, która pozwoliłaby na wymianę informacji i aresztowanie wrogów rządu, gdziekolwiek ci by się schronili.
W listopadzie 1975 r. w Santiago de Chile odbyło się spotkanie przywódców tajnych policji krajów Ameryki Płd., w czasie którego nawiązano współpracę pod kryptonimem „Operacja Kondor”. Oficjalnym jej celem było wyeliminowanie zagrożenia komunistycznego w regionie. W praktyce jednak stworzono system represji, który objął swoim działaniem ruchy opozycyjne wobec pozostających u władzy dyktatorów. W operację w różnym stopniu zaangażowane były niemal wszystkie państwa kontynentu. Najbardziej aktywnie działały: Argentyna, Boliwia, Brazylia, Chile, Paragwaj i Urugwaj, ale wywiadowczo kraje te wspierane były także przez Kolumbię, Peru, USA i Wenezuelę, a według niektórych źródeł również Ekwador. Całość operacji podzielono na kilka poziomów. Faza I polegała na współpracy wywiadowczej i wymianie informacji między CIA i tajnymi służbami w krajach latynoamerykańskich. Faza II dotyczyła współpracy transgranicznej, obejmującej aresztowania i transfer więźniów między krajami. Pozwalała skutecznie lokalizować podejrzanych po ich ucieczce z kraju, a następnie osadzać ich w tajnych więzieniach. Często członków jednej grupy wywożono do różnych państw, by uniemożliwić im współpracę przy ucieczce. Faza III była najbardziej brutalna, ponieważ obejmowała fizyczną likwidację podejrzanych. Na początku dotyczyło to osób znanych opinii publicznej bądź na tyle wpływowych i z rozległymi kontaktami, że mogły zagrozić stabilności dyktatur. Z czasem jednak dokonywano zabójstw i egzekucji niezależnie od pozycji więźniów.