Po Marszu dla Aleppo, który zorganizowałaś w 2016 r., w jednej z rozmów przyznałaś, że z powodu rozłąki z najbliższymi i przeróżnych napięć omal nie rozpadła się Twoja rodzina. Czy da się w ogóle skutecznie pomagać innym, zachowując psychiczne rezerwy i nie tracąc tego, co dla nas ważne?
Po latach przeróżnych doświadczeń w pomaganiu już wiem, że jest ono bardzo obciążające. Czasami może nam się wydawać, że to prosta i naturalna sprawa: ktoś jest w potrzebie, więc pomagamy – i już. W dużej mierze to prawda, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że zawsze płaci się jakąś cenę – czy to jest oddanie swojego czasu, który można by przeznaczyć na siebie czy bliskich; czy chodzi o poświęcenie pieniędzy, które można by wydać na coś innego; czy to jest zdrowie, bo można by się wyspać i lepiej zjeść; czy kariera, bo zamiast pomagać, moglibyśmy piąć się po kolejnych szczebelkach; czy też przeczytane książki, obejrzane filmy, rozwijane zainteresowania…
Przeżyliśmy narodowy zryw solidarności, rzuciliśmy się do pomagania ludziom uciekającym przed wojną w Ukrainie. Czasami od razu zaczynaliśmy od przysłowiowej głębokiej wody, np. braliśmy pod swój dach ukraińskie rodziny, choć często z własną nie wytrzymujemy dłużej niż trzy dni, a metraż naszych mieszkań pozostawia wiele do życzenia. Teraz fala szoku i współczucia opada. Nie przewidzieliśmy własnych ograniczeń?
Mam wokół siebie osoby, które pomagają innym od lat w bardzo różny sposób. Przyzwyczaiłam się, że tak jest. Mimo to gdy obserwowałam, co się dzieje w związku z wojną w Ukrainie, byłam podbudowana, że na pomoc ruszyło wielu ludzi, którzy wcześniej nie byli zaangażowani i nagle zaczęli aktywnie działać.
Jednak pomagający bardzo szybko zderzają się z rzeczywistością, o której wcześniej, w przypływie współczucia, nie było czasu pomyśleć. Chodzi o przyziemne rzeczy – gdy człowiek jest śpiący, to mylą mu się słowa po ukraińsku, z większą trudnością myśli, porusza się. Gdy jest chory i nie pójdzie do lekarza, nie zadba o siebie, to za chwilę rozchoruje się jeszcze bardziej i sam nie będzie mógł pomagać. Jeżeli sami nie jesteśmy zadbani, mamy niezaspokojone podstawowe potrzeby, to nie pomożemy skutecznie innym. To jest analogiczna sytuacja jak w samolocie, gdy trzeba założyć maskę tlenową. Najpierw musisz założyć ją sobie, aby pomóc innym, np. dzieciom. Nie da się pomagać, jeżeli samemu nie jest się w dobrym miejscu. O tym za mało się mówi.
Za pomaganie, aktywizm, włączenie się w sprawy innych płaci się cenę. Warto wcześniej zadać sobie pytanie: dlaczego poświęcamy czas i inne zasoby? Jak to na nas wpływa, co nam daje, a czego nie? Taka samoświadomość i wiedza pozwolą nam rozłożyć siły oraz pomóc w mądrzejszy sposób.