Jest końcówka lat 80., na niebie wschodzi krwawy księżyc. Dziewczyny ze Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Kocborowie wstają z łóżek i lgną do okien. Każda została zawczasu zaetykietowana: „Anorektyczka”, „Żyletka”, „Lesba” i „Szalona”. Tę ostatnią wsadziła tu rodzina. Dziewczyna jest winna życia bez planu, dziurawienia uszu agrafkami, mantrowania w pokoju i mazania po ścianach.
Powyższa scena pochodzi z filmu Imago (2023, reż. Olga Chajdas). Przedstawia on fabularyzowaną historię Eli „Malwiny” Góry, kobiety, która żyje na własnych zasadach, wbrew społecznym oczekiwaniom. „Szalona” to niszowa trójmiejska twórczyni. Udzielała się w tak bardzo nieznanych zespołach, jak: Pancerne Rowery, hardkorowa Apteka czy awangardowy Szelest Spadających Papierków.
Ela w Imago ucieka z psychiatryka.
Jara na potęgę. Pyta pijaków przy barze o ich tajemnice. Tańczy topless na dachu Falowca. W zespole zaczyna grać z przypadku. Po prostu wchodzi na scenę spytać, czy ktoś ma ogień. A potem słyszy pogłos własnych słów w głośnikach. Naciąga ucho. I do widza dociera jej oddech. Muzycy od razu to wyłapują i wykorzystują moment. Sekcja rytmiczna zaczyna pulsować, Ela wpada w improwizację. Daje głos. Gitara wybucha i od tego momentu mamy gotowy utwór. Słychać frazy o czarnym morzu. Jesteśmy w ponurym zimowym Trójmieście. Fale liżą brzegi. Ela mówi, mówi, wdrapuje się na wysokie dźwięki i piszczy. A potem zeskakuje na parkiet i wychodzi do domu, jak gdyby nigdy nic. Po drodze chłopaki z fikcyjnego zespołu Zakaz Kąpieli łapią ją, by przyszła na próbę. Obok stoi największy crush Eli – Stachu, oniemiały albo przerażony jej charyzmą i talentem. On zostanie wziętym malarzem, ona wyrzutkiem. Nie zmieści się w roli, którą dla niej przewidziało społeczeństwo. Jest jej zbyt wiele w niej samej. To się nazywa magnetyzm.
Wilczyca śpiewa o czarnym morzu
W punkowym środowisku, a szczególnie na scenie, kobiet jest mało, więc musisz być magnetyczna. Czy tego chcesz czy nie, patrzą na ciebie przez pryzmat atrakcji. Jeśli masz coś do powiedzenia, dostaniesz uwagę, tyle że z przymrużeniem oka i do czasu. Sęk w tym, że cztery dekady temu do czarnych, krótkich włosów Eli i poezji mówionej dochodzi ciąża. Artystka, będąc w błogosławionym stanie, nie przestaje magnetyzować. Tylko jest to już czar, który nie działa nawet na punkowców, bo łamie tabu.
Ela jest matką i spożywa alkohol. Kobieta w ciąży, która wlewa w siebie toksyczną substancję, niszczy mit macierzyństwa. Od razu jest jasne, że to matka wyrodna, osoba z marginesu. Jej miejsce znajduje się na rubieżach kultury, poza nawiasem.
Patrząc na tę przestrzeń, można zadać kilka, zazwyczaj pomijanych, pytań: po co nam figura wyrodnej? Dlaczego matki porzucają dzieci? Czy mają do tego prawo? Czemu wielu kobietom macierzyństwo nie daje spełnienia, choć je obiecywało? Oraz moja ulubiona zagadka: kim były nasze mamy, zanim nas urodziły?