Kryzys? Ani pierwszy, ani ostatni…
Błędem jest myślenie, że dopóki tropu nie zwietrzyli dziennikarze – problem nie istnieje. Prędzej czy później bowiem to następuje, a wtedy oskarżenia mediów o pogoń za sensacją brzmią jak płacz nad rozlanym mlekiem. Rozwiązywanie problemów Kościoła nie musi dokonywać się przed kamerami. Wystarczy, że w porę zadziałają mechanizmy wewnętrzne, które wygrają z układami koleżeńskimi i zwykłym strachem przed utratą pobożnego „image’u”.