Nad jeziorem Lugano
Siedzę na skraju podestu, macham nogami, słońce grzeje mi plecy, a ja udaję, że łowię ryby. Ale naprawdę robię to co wszyscy, obserwuję niemiecką rodzinę i jej jasnoczerwoną motorówkę. Ojciec – mówią na niego Vatti – wyjmuje klamoty z łódki i rzuca je dziewczynce, na którą wołają Karina. Stoi trzy kroki na lewo ode mnie i jak zręcznie łapie! Jeszcze nic jej nie upadło. To jasne, zamierzają dziś wysprzątać łódź. Ale wpierw muszą ją opróżnić. Każdy głupi to wie, nie da się tego przecież zrobić inaczej.