Urszula Pieczek: Naszą rozmowę o trosce o siebie chciałbym zacząć od kontrowersyjnej tezy, która jest mi jednak dość bliska. Właściwie istnieje tylko jedno poważne pytanie egzystencjalne i filozoficzne, a mianowicie: czy popełnić samobójstwo? Jeśli odpowiemy twierdząco, to problem zostanie rozwiązany, jeśli nie – a tak czyni większość z nas – to wtedy musimy przekonująco uzasadnić dlaczego nie.
Bartłomiej Dobroczyński: Czy dobrze rozumiem, że każda odpowiedź może być wyrazem troski o siebie?
Na pewno o siebie, ale przy okazji także o innych, choćby bliskich, którym na nas zależy albo którzy wymagają naszej opieki. Ważne, że musimy wtedy na własną odpowiedzialność rozpoznać, odnaleźć lub zaprojektować pewne zaczepy, zakotwiczenia czy umocowania dla naszej egzystencji, dzięki którym będziemy w stanie stwierdzić: „dla tej sprawy warto żyć”, „tego bronię”, „to część, za którą odpowiadam”.
W życiu czasami jest nam przecież tak ciężko, że sam instynkt samozachowawczy okazuje się niewystarczający. Wtedy należy ciągle poszukiwać odpowiedzi na pytanie, co jest rzeczywiście dla nas ważne, i utwierdzać się w tym.
By jednak to zrobić, musimy odpowiedzieć na inne, trudniejsze pytanie: kim właściwie jesteśmy?
Innymi słowy, cała kwestia dbania o siebie bardzo mocno wiąże się z tym, jak rozpoznamy, zdefiniujemy czy zaprojektujemy samego siebie, a w konsekwencji swoje marzenia, pragnienia, aktywności, całe życie. Wtedy może okazać się nawet, że to, co uważamy za rzeczywistą troskę i dbanie o to, żeby nasze życie miało sens i wartość, dla innych będzie czystym obłędem. Przecież choćby tacy pasjonaci sportów ekstremalnych w rodzaju wingsuit base jumping uważają, że prowadzą wspaniałą egzystencję, pełną ekstatycznych doznań, a więc bardzo „zadbaną”, zaś dla przeciętnego „kanapowego mieszczucha” to banda nieodpowiedzialnych szaleńców, bezmyślnie narażających swoje zdrowie i życie dla czystego kaprysu.
Kto ma zatem rację?
Klucz to chyba umiejętność spojrzenia na siebie z pewnego dystansu. Już Sokrates twierdził, że życie prawdziwie warte życia to takie, które zostaje poddane refleksji. „Refleksja” zaś to słowo, którego łacińskie źródło – reflexio: „odbicie” – prowadzi nas do lustra. W nim możemy się sobie przyjrzeć, a więc niejako podwoić się i stanąć na zewnątrz siebie: być nie tylko podmiotem, ale i przedmiotem, który poznajemy. Lustro jest pewną metaforą, więc pojawia się pytanie: jak to zrobić oraz czy poradzimy sobie sami, czy też potrzebni są nam do tego doświadczeni pomocnicy, przewodnicy, specjaliści? Karl Jaspers powiedziałby, że żadne pogrążanie się w rozmyślaniach na własny temat do niczego nas nie doprowadzi, gdyż jedyny prawdziwy nauczyciel to realne życie, praca, miłość, przyjaźń, sytuacje graniczne – one pokazują, kim jesteśmy. Świat dzisiaj stał się tak bardzo złożony i nieprzejrzysty, że chętnie przyjmujemy wszelką pomoc w tym zakresie i oddajemy się w ręce rosnącej liczby „fachowców” różnej maści, konsultantów, coachów, mówców motywacyjnych. Z zapałem poświęcamy się także lekturze poradników mówiących, jak żyć i jak najlepiej o siebie dbać. O swoje zdrowie fizyczne, wagę, wygląd i dobrostan, równowagę psychiczną, relacje w domu i miejscu pracy, o sens w życiu i wiele innych ważnych rzeczy.