Andrzej Brzeziecki: Był czas, gdy gazety pisały, że przynosi Pan pecha, a dawni znajomi pytani o Bartłomieja Sienkiewicza nabierali wody w usta. Ostatnio jednak udziela Pan wywiadów, wydał książkę i nawet Adam Michnik w „Gazecie Wyborczej” przedrukował jej fragment. Nie jest Pan już trędowaty?
Bartłomiej Sienkiewicz: Przeszedłem przez czyściec – to na pewno. Trwało to parę lat i było ciekawym doświadczeniem. Nie wiem, czy czyściec rzeczywiście istnieje, ale jeśli tak, mogę zapewnić, że jest doskonałym miejscem na przemyślenia.
I co teraz?
Dalej zajmuję się sprawami publicznymi. To zawsze było sensem mojego życia. W Polsce, jeśli ktoś był politykiem choćby przez kilkanaście miesięcy, zostaje nim na całe życie.
Zabieranie głosu w sprawach publicznych to dla mnie naturalna działalność. Książka wzięła się z pomysłu, żeby powiedzieć w formie skondensowanej, co myślę.
Zaczyna Pan jednak od afery taśmowej.
Rozdział wstępny dotyczący podsłuchów był konieczny. Co tu dużo mówić: wypadało się z tego wyspowiadać i zaprezentować swój punkt widzenia.
Mówi Pan, że dalej uprawia politykę, ale zaraz po wybuchu afery w programie Moniki Olejnik powiedział Pan też, iż Pana rola w polityce jest już skończona.
Wtedy kwestią było, czy dalej będę ministrem. Jak widać – nie jestem.
Radosław Sikorski, druga największa ofiara afery taśmowej, w podobnym czasie wydał książkę. W obydwu publikacjach padają słowa o lepszej Polsce. Obie są chyba czymś na kształt zgłoszenia gotowości do powrotu na scenę.
Nie – to nie jest mój cel.
Celem książki było wyrażenie opinii na temat naszego państwa. Wszyscy mają problem, co zrobić z państwem, które nam się średnio udało. Z jednej strony mamy powody do dumy, ale z drugiej – wciąż zadajemy sobie pytanie, czy zda ono elementarne egzaminy. Książka ukazała się w październiku ubiegłego roku, a kolejne rozdziały piszą się same.
I to w sposób dramatyczny. Zamordowano Pawła Adamowicza, ale nie powstrzymało to gorszących sporów. Po śmierci Jana Pawła II i po katastrofie smoleńskiej też padały apele o opamiętanie się klasy politycznej – bezskuteczne. Nie ma już ratunku?
Obawiam się, że to się będzie pogłębiało tak długo, jak długo w mediach rządowych i w propagandzie obozu PiS będzie realizowana linia zohydzania przeciwników i mowa nienawiści. Jak to napisał prawie wprost redaktor Karnowski – PiS nie może zrezygnować z mowy nienawiści, bo wówczas ryzykuje utratę władzy. Tę władzę trzeba mu więc po prostu w wyborach odebrać.
Czy zgadza się Pan, że za tę zbrodnię w większym stopniu odpowiedzialność moralną ponosi prawica?
Tak. To kontekst tworzy mord polityczny, a prawica ponosi pełną odpowiedzialność za atmosferę w kraju.
Wróćmy do Pana przygody z polityką. Analityk, którym był Pan niemal od zawsze, mieści się w definicji inteligenta – patrzy na świat i go opisuje. Od lat był Pan na zapleczu jako doradca. Po co przejście do czynnej polityki? To wejście w świat, w który np. Tomasz Lis, choć świetnie wypadał w sondażach, nie wszedł.