W rozmowach przyznaje się do braku śmiałości (np. wobec Tischnera) lub niezdecydowania. Jego charakter rzutuje na ton książki: zamiast pouczania i nadmiernej pewności spotykamy w niej pytania lub zdziwienie, zamiast efekciarstwa – myśli proste i uczciwe. Nie ma tu upiększeń i zafałszowań. Jest za to sporo zdrowego rozsądku: „nie należy (…), zniechęciwszy się postmodernizmem, uciekać się bezkrytycznie do tradycyjnych doktryn, takich jak tomizm”. I właśnie dlatego to mądra książka.
Tematów jest tu wiele, ale bezsprzecznie najbardziej zajmuje Tarnowskiego pragnienie metafizyczne – takie, o którym Freud zupełnie zapomniał. Choć pojęcie to trudno zdefiniować, jego sens kryje się w pragnieniu „życia całkowicie innego”, „przekroczenia śmierci” i „wspólnoty miłości w dobru i pięknie”, zespolenia z Bogiem. Wbrew wszelkim filozoficznym modom Profesor obstaje przy swoim: liczy się to, „żeby przebijać skorupę (…) zadowoleń wewnątrzświatowych”. Właśnie dlatego jest myślicielem oryginalnym. W mroku uczonej niewiedzy nie brakuje fragmentów naprawdę intrygujących. Na przykład gdy Profesor opowiada z jednej strony o przyjaźni z Janem Pawłem II, a z drugiej – o krytyce, jakiej poddał papieskie Fides et ratio („Na tę encyklikę zareagowałem dosyć alergicznie”). Albo przenikliwych: gdy zauważa, że Kościół przestał pełnić w Polsce funkcję fundatora sztuki nie ze względu na brak środków, ale gustu… Nie każdy tak potrafi!
_
W mroku uczonej niewiedzy
Z K. Tarnowskim rozmawiali J.A. Lipski, Z. Matejewska, K. Hryniewicz, K. Wielecki
Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2017, s. 340