Szymon Maliborski: Spotykamy się w momencie przesilenia. Po przyznaniu Ci w tym roku Paszportu „Polityki” w dziedzinie sztuk wizualnych udzieliłeś wielu wywiadów, a każdy z nich rozpoczynał się pytaniem o motywację powrotu na wieś. Podkreślasz, że teraz interesują Cię nowe tematy. Czym się obecnie zajmujesz?
Daniel Rycharski: Zbieram materiały do nowych projektów – przede wszystkim czytam. Książka Kościół kobiet Zuzanny Radzik zostanie ze mną na dłużej, bardzo cenię publikacje o Wierszalinie oraz Szat Anioł. Powikłane życie Juliusza Słowackiego autorstwa Jana Zielińskiego. Patrząc na Słowackiego z dzisiejszej perspektywy, odnoszę wrażenie, że jest nowoczesnym artystą przez to, czym się interesował, jakie prowadził życie, dokąd podróżował, czym się fascynował… Ciekawi mnie przede wszystkim jego przemiana duchowa; to, jak z osoby niewierzącej i używającej życia zmienił się w mistyka przy Grobie Pańskim. Szalenie dużo tu aktualnych wątków, jak np. homoseksualizm. Szukam osobowości artystycznych, które mogłyby wskazywać drogę. Rozglądam się za właściwą formą dla mojej religijności i potrzeb duchowych.
W ramach takich poszukiwań jeździsz do różnych miejsc i poddajesz się działaniu rytuałów. W jednym z wywiadów użyłeś terminu „szamańskie błogosławieństwo”. Co to jest i jak łączy się to z przemianą duchową, którą chcesz zgłębić? W jaki sposób pomaga Ci w poszukiwaniach artystycznych? Współcześni twórcy uciekają się do ogólniejszych form duchowości i rzadko deklarują, że chodzi im o konkretną religię.
Ceremonia, która szczególnie mnie interesuje, to „spoczynek” praktykowany w wielu kościołach katolickich na całym świecie. Zakonnik kładzie ci ręce na głowie, odmawia specjalną modlitwę. W jej wyniku zstępuje na ciebie Duch Święty i zapadasz w trans, którym jest sen, spoczynek lub błoga nieświadomość. Zdarza się, że po czymś takim ludzie przechodzą duchową transformację.
Początkowo zrobiłem to z ciekawości , teraz miałbym pewne nie tylko stricte artystyczne oczekiwania.
Interesujesz się mesjanizmem. To termin mocno zużyty, choć idea ta obecna jest z jednej strony w niektórych intelektualnych środowiskach prawicy, a z drugiej – w tekstach np. Agaty Bielik-Robson. Jak chciałbyś przepisać ją po swojemu?
Nie myślę o mesjanizmie w kategoriach XIX-wiecznych, np. jako drodze do niepodległości. Chodzi mi o powołanie czy zobowiązanie względem wspólnoty. Teraz jest najlepszy czas, by wyzwalać społeczeństwo. Możliwość mesjanizmu jako strategii emancypacji jest dla mnie ciekawa. I może właśnie przez sztukę będę w stanie na drobną skalę ten proces wywołać.
Wydaje mi się, że środowiskom prawicowym brakuje idei mesjanizmu, który jak latynoamerykańska teologia wyzwolenia mógłby uwalniać z rozmaitych życiowych opresji.