fbpx
Halina Bortnowska fot. Bartosz Bobkowski/ Agencja Gazeta
z Haliną Bortnowską rozmawia Mateusz Burzyk listopad 2020

Bądźmy alternatywą

Trzeba nauczyć się myśleć o Kościele szerzej, czerpać z jego bogatej tradycji. Nie jesteśmy skazani na jedno pokolenie biskupów, powinniśmy mieć swoją duchową samodzielność.

Artykuł z numeru

Kościół bez Jezusa?

Czytaj także

Halina Bortnowska

„To wy jesteście Kościołem”

Ostatnim razem rozmawialiśmy dzień po tym, gdy złożyła Pani poręczenie za Margot, działaczkę kolektywu Stop Bzdurom. Był to dla mnie ważny akt, dowód, że w każdej sytuacji można coś pozytywnego zrobić.

To było dla mnie oczywiste działanie. Takie dokumenty nauczyłam się wypełniać w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Więzienie i areszt to nie najlepsze miejsca, powinno się tam trafiać tylko w ostateczności. W tym przypadku nie było ku temu przesłanek. Sama znalazłam się kiedyś w areszcie, choć były to odległe czasy. Próbowałam wraz z matką przedostać się do ojca, który po wojnie nie mógł wrócić do Polski, złapano nas. Pamiętam też, jak Jacek Kuroń mówił i pisał o „okaleczonych braciach więziennych”. Bardzo to mną wtedy poruszyło. Jeśli jakoś pomogliśmy tym poręczeniem za Margot, to bardzo się cieszę.

Ks. Alfreda Wierzbickiego, innego z 12 poręczycieli, spotkały za ten gest nieprzyjemności – ksiądz rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego odciął się od jego poglądów, a przedstawiciele fundacji Życie i Rodzina agitowali za zwolnieniem go z uczelni, oskarżając go, że „od lat wypowiada się niezgodnie z nauczaniem Kościoła katolickiego”. Żaden biskup nie wziął go w obronę.

Ja mam mniej do stracenia. Nie muszę się też przejmować ewentualnymi karami kościelnymi ani czyimś niezadowoleniem, bo jedyne, co mi jeszcze potrzebne, to sakramenty i pogrzeb. Wierzę, że jedno i drugie mam zapewnione. Ale od strony swego wnętrza nie czuję się sądzona przez zgromadzenie oburzonych duchownych. To może rażące stwierdzenie, ale nie mam poczucia, bym była od niego uzależniona.

A wielu jest, bo słowa biskupów utożsamia się z głosem Kościoła. 

Można mieć mi to za złe, ale uważam podobne przekonanie za niebezpieczne. Może ono zacierać świadomość prymatu sumienia. Takie uzależnienie od hierarchii prowadzi do tego, że można jakby mimochodem stracić świadomość, że tylko od Boga jest się zależnym, doznać takiego urazu, że uniemożliwiałoby to przynależność do Kościoła Chrystusa. A tylko On jest Panem, nie ma innego.

O jakim urazie Pani mówi?

Gdy się zobaczy, jak biskupi – przynajmniej niektórzy – się prowadzą, to można doznać wstrząsu i przeżywać trudności w okazywaniu zaufania ludziom Kościoła.

Byłem wychowany w szacunku do słów biskupów. Na wielkich pielgrzymkach w moich rodzinnych Piekarach Śląskich oklaskiwano ich, gdy się pojawiali i gdy przemawiali.

Ja byłam inaczej wychowana.

Ale oni są przecież w Kościele następcami apostołów.

To dla mnie jedna z tez wymagających odważnej interpretacji. Na przykład nie wiem, czy łańcuch apostolskiej sukcesji naprawdę nigdy się nie przerwał i co to właściwie znaczy. Nie przeczę jego istnieniu, ale bezwzględna ciągłość to zbyt krucha rzecz, by się na niej opierać. Nie można do tego sprowadzać istoty Kościoła. Nie jestem w stanie wykrzesać pewności i zaufania do jej znaczenia, najróżniejsze rzeczy działy się po drodze. Odgaduję też, że zapewne chodzi tu o coś innego. Może o obecność Jezusa, w którą można wierzyć jakby na przekór kolejom dziejów.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się