fbpx
Marta Watral wrzesień 2018

Brawura ignorancji

Użycie cudzej krzywdy jako oręża w walce z systemem nie wymaga wielkiego charakteru. Ale rzetelne przekopanie się przez archiwa, empatia wobec bohaterów i przyznanie się do bezsilności wobec podejmowanego tematu już tak. Paweł Smoleński jednak jako reporter postanowił się tym nie kłopotać.

Artykuł z numeru

Wierzyć w naukę, (nie) wątpić w Boga

Wierzyć w naukę, (nie) wątpić w Boga

W 70. rocznicę akcji „Wisła” Smoleński postanowił odtworzyć ze swojej pamięci to, czego się na temat akcji wysiedleńczej z 1947 r. przez lata dowiedział, co przeczytał, usłyszał, czego sam się domyślił na podstawie analiz (często także psychoanaliz) wypowiedzi, zachowań, statusu materialnego ofiar. Konsekwentnie podążał logiką pamięci i nie chciał burzyć jej rzetelną pracą badawczą i reporterską. Zamiast przynajmniej przejrzeć setki pozycji dotyczących tematu, którego się podjął, żeby zweryfikować i uporządkować swoją wiedzę, zjadł flaczki z pulpecikami w knajpie na warszawskim pl. Bankowym i ruszył w teren, na biedne i zacofane (co nieustannie podkreśla) północny i południowy kraniec wschodniej granicy, gdzie podawano mu kawę sypaną w szklankach i goszczono na małym metrażu (jednej ze swoich rozmówczyń wymierzył precyzyjnym rzutem oka mieszkanie) wśród meblościanek i portretów Tarasa Szewczenki. Ruszył jednak symbolicznie, bo choć trudno to jednoznacznie wywnioskować z toku narracji, wywiady (albo ich część) zbierał na długo przed napisaniem tej książki.

*

Syrop z piołunu. Wygnani w akcji „Wisła” to reportaż, który swoją premierę miał w listopadzie 2017 r. W tym roku przypadała okrągła rocznica tego wydarzenia, jednak, co ważniejsze z punktu widzenia atrakcyjności tematu, rząd polski nie przyznał żadnych dotacji na jej obchody stowarzyszeniom skupiającym i reprezentującym mniejszości, które były głównymi ofiarami akcji wysiedleńczej – etniczną łemkowską i narodową ukraińską. I właśnie ten aspekt stał się wiążący dla głównej tezy i osi narracji w książce Smoleńskiego. Bo reportaż o tytułowych wygnanych w akcji „Wisła” traktuje tylko przy okazji. Bardziej jest on komentarzem do obecnej sytuacji w Polsce, zamkniętym rozdziałem wyliczającym przykłady agresji i dyskryminacji Ukraińców nasilające się po zmianie władzy (warto zaznaczyć, że wymienione w tym rozdziale przykłady dotyczą także imigrantów z Ukrainy, którzy osiedlili się w Polsce w ostatnich latach, zaś ofiary akcji „Wisła” były / są obywatelami Polski, więc ich poczucie krzywdy, niesprawiedliwości oraz strach mają inne źródła, co można było rozgraniczyć i wyjaśnić, by słowa jednego z bohaterów: „W życiu nie byłem na Ukrainie, a za Ukrainę byłem ścigany”, nie pozostawały zawieszone w próżni). W blurbie Adama Michnika (który moim zdaniem opisuje z precyzją, czym ten reportaż nie jest) można przeczytać: „I oto powstało doniosłe świadectwo polskiego pisarza, który pojmuje swój polski patriotyzm jako obowiązek mówienia prawdy w oczy własnemu narodowi”. Owszem, mówienie prawdy w oczy narodowi jest w obecnej sytuacji politycznej na pewno bardzo popularne. Z lubością wytyka się Polsce wszystkie przewiny, żeby zdemaskować fasadowy patriotyzm w polskim wydaniu. I słusznie. To ważne i potrzebne, bo alternatywa proponowana przez nową politykę historyczną Polski wydaje się nie do zniesienia. Jednak czuję w sobie duży opór przed popieraniem głosów, które są nierzetelne, niesprawdzone, wyrosłe z przekonania, że krytyka sama w sobie okazuje się aktem ogromnej odwagi. Albowiem użycie cudzej krzywdy jako oręża w walce z systemem nie wymaga wielkiego charakteru. Ale rzetelne przekopanie się przez archiwa, empatia wobec bohaterów i przyznanie się do bezsilności wobec podejmowanego tematu już tak. Paweł Smoleński jednak jako reporter postanowił się tym nie kłopotać.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się