Jest ciepły letni wieczór, rok 1947. Na prowizorycznym boisku do baseballa ciemność rozganiają przenośne reflektory. Josh Exley, czarnoskóry zawodnik drużyny Roswell Grays, właśnie ustanowił nieoficjalny rekord w tej dyscyplinie, zdobywając 61. home run w sezonie. Jego radość ze zwycięstwa nie trwa jednak długo. Świętowanie sukcesu mąci tętent koni. Z mroku wyłaniają się postacie w białych szatach z charakterystycznymi szpiczastymi kapturami. To jeźdźcy Ku Klux Klanu, którzy przyjechali po Exleya. Baseballiści bronią jednak swojego kolegi. Miotacz celnymi rzutami trafia twardą piłką w głowy kolejnych rasistów. Ogłuszeni, spadają z koni jeden po drugim.
Zawodnicy zdejmują kaptury napastnikom. Oblicze jednego z nich przeraża ich wszakże tak bardzo, że wszyscy uciekają w popłochu. Pośród nocy zostaje z nim tylko „Ex”. Członek Ku Klux Klanu jest jego egzekutorem. Exley wie, że nie mogło być innego epilogu tej opowieści.
Na miejsce zdarzenia samochodem pędzi Arthur Dales, policjant i przyjaciel Josha Exleya. Nie zdąża; widzi tylko, jak egzekutor wbija szpikulec w tył szyi „Exa”. Mężczyzna upada na suchy piasek. Konający Exley ostrzega Dalesa, żeby nie dotykał jego krwi. Jest ona żrącą substancją, potencjalnie śmiertelnie groźną dla człowieka. Josh Exley tak naprawdę jest zmiennokształtnym kosmitą, który przybrał postać czarnoskórego mężczyzny, aby rozkoszować się baseballem.
„Spójrz, to tylko krew, tylko krew” – mówi Dales. „Ex” patrzy na czerwoną ciecz na swojej dłoni, uśmiecha się i odpływa. Odchodzi jako ten, kim naprawdę chciał zostać – jako mistrz baseballu, którego rekordu nie pobije nikt przez najbliższe dwie dekady. Dales będzie ze sobą nosił ciężar tej chwili przez kolejne lata. Do momentu kiedy z detalami opowie o niej agentowi Foxowi Mulderowi.
To mój ulubiony odcinek Z Archiwum X, serialu, który w latach 90. spopularyzował tematykę UFO (oraz teorie spiskowe na temat współpracy amerykańskiego rządu z przedstawicielami obcych cywilizacji). Był to zresztą pierwszy odcinek, do którego scenariusz napisał David Duchovny grający Foxa Muldera. Aż dziw, że w 45 minutach udało mu się upakować tyle ciepłej ironii i kulturowych odniesień. Jest tu więc oczywisty wątek dyskryminacji rasowej, przedstawienie Ameryki, gdzie wciąż istniała prawna segregacja. Jest łamiąca tabu przyjaźń między białym policjantem i czarnym zawodnikiem. W tym uniwersum not all cops are bastards (nie wszystkie gliny to świnie).
W tle przewija się utwór gospel Come and Go with Me (to That Land) oryginalnie nagrany w 1930 r. Specjalnie do tego odcinka ponownie zarejestrowali go wcielający się w Josha Exleya Jesse L. Martin oraz Mark Snow, autor najbardziej przerażającego tematu muzycznego lat 90., czyli wstępu do Z Archiwum X. Come and Go… jest chrześcijańskim utworem o potrzebie wiary. I want to believe, głosi motto serialu. Aż się chce uwierzyć!