Ktoś schudł ze stresu i zmienił ubrania na rozmiar mniejsze. Inni zgodnie z pandemiczną statystyką przybrali na wadze. Ktoś trzyma się świetnie mimo wieku. Dzieci znów urosły i wyglądają na starsze, niż są. Nasze ciała zgodnie potrzebują słońca, pływania, spokojnego rytmu i snu na świeżym powietrzu.
Postanowienia czynię zwykle latem, nie w Nowy Rok. Czas urlopu pozwala przyjrzeć się krytycznie codziennym nawykom. Rutynie, która już za moment, wraz z nastaniem 1 września, dopadnie mnie ze wzmożoną siłą. Wolne chwile poświęcam na czytanie książek o konsumpcyjnych pułapkach. Zbieram siły na czas pogłębiającego się kryzysu, inflacji, wojennej niepewności. Praktykowanie dobrowolnych wyrzeczeń, ograniczeń może być dobrą strategią przetrwania trudnego okresu.
Wspólny czas pozwala przyjrzeć się sobie w innych. Obserwować siebie w sytuacji wyjętej z codziennego kontekstu. Każdego roku robimy pamiątkowe portrety. W tym samym miejscu. Na tle tego samego jeziora. Patrzę na fotografie sprzed lat i usiłuję odnaleźć w sobie tamtą osobę. Wracam myślami do pierwszych, jeszcze studenckich, wyjazdów do Ł., jeszcze sprzed epoki smartfonów, jeszcze bez pamiątkowych zdjęć. Staram się znaleźć ciągłość w zmieniającym się wyglądzie, zmieniającym się coraz bardziej ciele. Chciałabym wrócić na chwilę do tamtego ciała, tamtych odczuć. Zastanawiam się, gdzie są one we mnie zapisane, przecież gdzieś są. Przypominam sobie czasy, gdy latem z przyjemnością biegałam po lasach w Ł., choć nie miałam butów „do biegania”. Dawniej wystarczyło zrzucić koszulkę i spodenki i w zawsze na wszelki wypadek ubranym kostiumie wskoczyć do wody. Teraz pływamy wyposażeni w okulary, bojki, materace, zatyczki do uszu i nosa (wiadomo – problem z zatokami).
Gdy przychodzimy na świat, nasze ciało potrzebuje niewiele. My sami potrzebujemy niewiele. Z czasem nasze potrzeby coraz bardziej się rozrastają, poszerzają o kolejne warstwy, nabudowywane pod wpływem kultury, społeczeństwa i marketingowych chwytów. Jak poruszać się w gąszczu tych wszystkich oddziaływań? Czy możliwe jest podążanie wyłącznie za własnymi potrzebami? Czy nasze ciało potrzebuje masażu, sauny i wege kosmetyków, aby pokonać napięcie wywołane nadmiarem wyzwań? Czy zaakceptować proces starzenia się, czy walczyć jak najdłużej o dobry wygląd? Jak się odżywiać? Czy przyjmować suplementy, czy może jedynie ćwiczyć, skoro nasz tryb życia jest z reguły niezdrowy? Jak troszczyć się o siebie z umiarem?
Trudno wyrzec się niechęci do ciała. Trudno przestać zrzucać na nie winę za nasze życie. Wszak to ciało jest śmiertelne. Gdyby nie ono, nasze umysły byłyby doskonale nieograniczone. Gdyby nasz mózg działał sprawniej, moglibyśmy bez użycia Excela wykonywać w pamięci skomplikowane operacje, opanowywać 1000 nowych słów dziennie w dowolnym języku. Gdybyśmy potrzebowali mniej snu, ileż więcej moglibyśmy w życiu osiągnąć. Inwestycje w ciało są nietrwałe. Nieudolne. Cóż będę mieć z tysięcy złotych wydanych na spowalnianie procesów starzenia, jeśli i tak moja starość może upłynąć pod znakiem chorób degeneracyjnych.