fbpx
Halina Bortnowska w czasie warsztatów dziennikarskich dla młodziezy w Narwi na Białostocczyznie we wrzesniu 2000 r. fot. Michał Mutor / Agencja Wyborcza.pl
Halina Bortnowska w czasie warsztatów dziennikarskich dla młodziezy w Narwi na Białostocczyznie we wrzesniu 2000 r. fot. Michał Mutor / Agencja Wyborcza.pl
Anna Alboth wrzesień 2024

Co zrobiłaby Hala?

Nie zliczę nawet, ile razy przez ostatnich 20 lat zadawałam sobie to pytanie. W obozie dla uchodźców w Grecji i na granicy polsko-białoruskiej, prowadząc warsztaty dla mniejszości i angażując się w wolontariat, a także w codziennej rodzinnej krzątaninie.

Artykuł z numeru

Czy zwierzęta domowe są z nami szczęśliwe?

Czytaj także

Halina Bortnowska fot. Łukasz Kraszyński

Mateusz Burzyk

Pani Halina

Byłam jakoś w połowie liceum, kiedy przeczytałam w „Wyborczej”, że gdzieś tam, na Ochocie w Warszawie, odbywają się warsztaty dziennikarskie, w których mogę wziąć udział. Poszłam, posłuchałam, po zajęciach prowadzący zapytał mnie, jak mi się podobało, a ja szczerze mu odpowiedziałam, że wcale. – Pójdź w czwartek o 18.00 do siedziby Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka [wtedy przy Brackiej]. Tylko się nie przyznawaj, ile masz lat, bo to warsztaty dla studentów. Prowadzi je Halina Bortnowska.

Wtedy pierwszy raz o niej usłyszałam. Zresztą o Helsinkach też. Poszłam i nie wiedziałam, że obecność Haliny w moim życiu nada mu kierunek i kształt, pewnie już na zawsze.

Na korytarzu w siedzibie na Brackiej były tłumy, które ledwo mieściły się w pokoju. Halina zawsze miała problem ze wzrokiem, więc długo udało mi się w tym tłumie ukryć mój wiek. W kolejnym roku warsztatów Halina zaprosiła mnie do bycia jej asystentką: do umawiania spotkań, zapraszania gości, motywowania uczestników, porządkowania listów, notowania myśli. Mnie, dziewczynę z bloku, z rodziny, w której nikt nieskończył studiów. Chyba dopiero wtedy przyznałam się jej, ile mam lat.

Animatorka warsztatów (mówiła, że animacja to ożywianie duszy), publicystka (a przez 22 lata redaktorka i sekretarzyni redakcji miesięcznika „Znak”), filozofka, wychowawczyni, teolożka, aktywna uczestniczka światowego ruchu ekumenicznego, współtwórczyni polskiego ruchu hospicyjnego, założycielka Stowarzyszenia Młodych Dziennikarzy Polis, członkini Komitetu Helsińskiego w Polsce, fundatorka i działaczka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, wieloletnia przewodnicząca jej Rady. Te wszystkie określenia są prawdziwe – o czym dowiadywałam się rok po roku. Ale dla mnie to Hala: drogowskaz, latarnia morska, moralny kompas, w sprawach maleńkich i największych. Od wtedy, od pierwszego spotkania, aż do dziś.

Wiedziała

Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz odważyłam się powiedzieć do niej „Halu” – czy w pierwszym roku, czy później? Kiedy dołączyłam na Bracką, Bortnowska miała już prawie 70 lat, a ja pewnie z 17. Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz byłam u niej na Domaniewskiej, w jej maleńkim mieszkanku pełnym książek, kwiatów, drzewek i ćwierkania ptaków, które dokarmiała. Lata bliskiej współpracy z Halą zlewają mi się dziś w jedną wielką i ważną rozmowę o świecie. My, młodzi ludzie wokół Hali, byliśmy jak te wróble i sikorki z jej okna: staraliśmy się fruwać blisko. Byliśmy też jak te wielkie rośliny w jej pokoju: rośliśmy powoli, podlewani jej bliskością i sugestiami, karmieni domową zupą i ciepłym ciastem.

Był czas, kiedy bywałam u niej codziennie, odwoziłam Halę na rozmaite spotkania albo z nich przywoziłam.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się