2 sierpnia 2018 r.
Jest w modlitwie różańcowej, w której na szczęście nie ginie słowo klucz „tajemnica”, wydarzenie zaliczane tradycyjnie do „tajemnic radosnych”. I rzeczywiście, jego sens to „znalezienie Pana Jezusa w świątyni”. Ale przecież przed znalezieniem ewangeliści odnotowują trzy dni poszukiwań. W tej historii z Pisma Świętego, jakkolwiek jest ona otwarciem na przepastne znaczenie tajemnicy, zawarte jest też coś bardzo bolesnego. To najwyższy niepokój ziemskich opiekunów Słowa Wcielonego, zapisany w wymówce ich obojga odrzuconej przez 12-letniego wtedy Podopiecznego. Chyba żaden kaznodzieja, a już na pewno żaden wykładowca teolog, nie próbował wyjaśnić pytania-wymówki odrzuconego przez Jezusa. To pytanie jest wyrzutem stroskanych ludzi czujących się rodzicami (choć Józef jest jedynie opiekunem). Wyraża bezradność wobec faktu, który po 12 latach życia ukrytego mógł ich wtrącić w poczucie żalu i skargę. Szukali przecież Jezusa między tłumem powracających z Jerozolimy, szukali kolejno w gronie mężczyzn, potem w gronie kobiet, później wracając tam, skąd wyszli przed trzema dniami. I wobec znalezionego nie mogli zahamować ani żalu, ani swojej całkowitej bezradności w zrozumieniu całego wydarzenia. W zapisie Ewangelii według św. Łukasza jest to powiedziane najdobitniej: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie” (Łk 2, 48). Brzmi to jak zwyczajny żal rodziców do chłopca, który był im po prostu powierzony jako syn. I dodajmy jeszcze, że jest bardzo niewiele tekstów, które rodzicielka Słowa Wcielonego wypowiada tak wyraziście, że mogły zostać zapisane w przekazie ewangelicznym, jaki nam pozostał. Jeszcze będzie to „tajemnica światła”, czyli wydarzenia z Kany Galilejskiej. Tam także wydaje się, że tajemnicę otrzymujemy dopiero w słowach Jezusa – w tym przypadku skierowanych do sług i jak gdyby nielogicznych, skoro Syn Boży odrzuca pierwszy komunikat Maryi: „Nie mają już wina”.
Jest w Ewangelii bardzo niewiele słów Maryi jako opiekunki Syna Bożego, wypowiadanych przez te wszystkie lata, gdy Ona, rzeczywista matka, a wraz z nią i jej realny towarzysz, a tylko opiekun, służyli w 30-letnim życiu ukrytym Syna Bożego. Będzie dla nas do końca czasu pytaniem, dlaczego tak właśnie dokonało się to w ewangeliach.
Ale oto teraz znowu, a dokładnie: 22 lipca br. (numer „Tygodnika Powszechnego”), otrzymujemy jeden z najpiękniejszych tekstów, jakie mogły zostać na ten temat napisane, zatytułowany Nazaret. I to jest tekst właśnie o sytuacjach znaczonych milczeniem (z małymi wyjątkami), tekst o słowach, które musiały po prostu odsłaniać, każde z osobna, tajemnicę 30 lat życia ukrytego. Począwszy od otwarcia się na słuchanie, jak Bóg urodzony na ziemi w noc betlejemską i uczczony śpiewem aniołów, błyskiem gwiazdy, hołdem pasterzy i trzech mędrców, potem pod cieniem domu w Nazarecie uczy się zupełnie po ludzku mówić i wyrażać to wszystko, co przynosiło życie ukryte.