5 marca 2019 r.
Jesteśmy gdzie indziej niż miesiąc temu. Inny czas, inna pamięć. A przecież to ciąg dalszy tego samego wtajemniczania w życie. Życie, które ma swoją siłę i przede wszystkim swoją nieusuwalność. Nie tylko z pamięci i pamiątek, ale z rzeczywistości. A ta już nie podlega ani dyskusjom, ani tym bardziej wątpieniom.
Patrzę na zdjęcie, które jest bardzo stare. Dziw tylko, że się przechowało. Na tym zdjęciu jestem w stroju góralskim i trzymam na rękach bardzo małe dziecko, mojego syna. Pamiętam, że wizytę w Gorcach zaproponowali gospodarze domu – niestety, na zdjęciu go nie widać. Właśnie w nim żyli bardzo rodzinni ludzie, którzy otworzyli jego drzwi na odważną i pełną wiary realizację zupełnie nowego duszpasterstwa. Pod tym samym dachem trwały i rekolekcje, i pełne rozpędu kursy narciarskie, a także msza św. odprawiana cichutko i śpiewanie młodzieży odnajdującej w nowym kapłanie-przewodniku i w starych gospodarzach tę samą wspólnotę życia. Dom górali nazywał się „Na skale”, a wszystko działo się kiedyś, dziesiątki lat temu. Dziś nie ma już tam ani mieszkańców, ani przyjezdnych, pozostała tylko tablica pamiątkowa, czasem dająca okazję do obchodów.
Mój syn jest dziś dorosły i w nowym domu buduje pełen ufności i nadziei plan: wspólnoty i wędrowania ku światłu życia. Założył rodzinę, ale Dawca Życia zdawał się odmawiać prawa do jego realizacji. Odwiedziłam kiedyś razem z nim i jego żoną mały kościelny cmentarz obok góralskiej parafii. Zaprowadzili mnie do tej kwatery, gdzie leżą dzieci zmarłe wkrótce po urodzeniu. Wiedziałam, że stoimy nad grobami ich własnych dzieci, ale nie miałam odwagi pytać, kto to był i jak miał na imię. A potem przyszedł dar niespodziewany, ich własna późna córeczka, dziś rozkwitająca w swoim 14-letnim życiu. Czasem poświęca je razem z rodzicami pamięci o tych, którzy byli i odeszli, ale częściej żyje przede wszystkim chęcią, by realizowały się jej własne nadzieje. To późne dziecko ma swoje imię i swoje plany, pielęgnuje ten sam szacunek dla góralskiej tradycji już w innym domu, choć w cieniu tych samych gór i szczytów, a także tych samych starań o zachowanie tego, co nazywa się rytmem tradycji, wiernością życiu, dążeniem do tego, by „Na skale” (choć nazwa dziś jest inna) dalej pozostała nie tylko pamięć, ale wierność i nadzieja. 14-latka wcześniej czy później wybiegnie razem z imieniem i pamięcią poza zasięg doliny góralskiej, a jak to zrobi, jest na razie pytaniem i oczekiwaniem.
7 marca 2019 r.
Inna już dorosła wnuczka, którą kiedyś ku macierzyństwu i rodzinie skierował zachwyt jej i partnera nad usłyszanym biciem serca kilkutygodniowego człowieka, jakiemu dali życie, dzisiaj może spokojnie planować spotkanie w dolinie tych gór z najpiękniejszym, co potrafi istnieć – pamięcią, tradycją i wiernością życiu, któremu się służy. Kiedy przytulając główki swoich czteroletniej i rocznej córek, mówi o poznaniu bliżej tradycji, którą żyłam sama i moja odchodząca w przeszłość rodzina i dom, wraca nadzieja, że spotkamy się tu, blisko mnie, i jeszcze w dolinie, w której wszystko się zmienia, a naprawdę nie zmienia się to, co najważniejsze.