Szymon Maliborski: Tematy, które poruszasz, dotyczą szeroko rozumianego posthumanizmu (cokolwiek ten termin znaczy lub nie znaczy). Twoje pole badawcze wypełniają słowa: postprzedmiot, śmieciorośliny, postzielnik, patainstytucja itp. Chcesz stworzyć nowy język, który wyzwoli nas od grzęźnięcia w starych kategoriach?
Diana Lelonek: Świetnie, że od tego zaczynasz – ta kwestia zaprząta mi myśli najbardziej. Zastanawiam się nad tym, jak opowiadać o nowych zjawiskach, by dobrze wybrzmiało ich znaczenie, by odwzorować sieci powiązań i relacje. Myślę, że najważniejszą rzeczą do zrobienia jest wypracowanie nowego aparatu pojęciowego – w tym momencie takie przewartościowanie jest konieczne. Nie wystarcza nam terminów na opisanie współczesnych powiązań istniejących w świecie, relacji między ludźmi i nie-ludźmi. To wzmaga poczucie niepewności. Język, który znamy, właściwie nie jest w stanie oddać miejsca człowieka w rzeczywistości. Pojęcia, którymi się posługujemy, są bardzo ograniczające, gdyż opierają się na binarnych podziałach i konstrukcji hierarchicznej. W naszej świadomości cały czas jesteśmy gatunkiem w centrum. A to duży błąd! Co więcej, antropocentryzm to w gruncie rzeczy idea głęboko andro- i europocentryczna – biały heteroseksualny mężczyzna stoi na szczycie, a cała reszta żywych organizmów konstytuuje się hierarchicznie wobec niego. Niestety, ten sposób oglądu rzeczywistości jest wciąż powszechnie obowiązującą wykładnią.
Czy można dokładniej powiedzieć, że jako artystka badasz za pomocą rozszerzonego pola fotografii skalę powiązań między nami a aktorami nie-ludzkimi?
Tak, rozwijam ten pomysł np. w śmiecioroślinach, które stanowią dla mnie dobry wskaźnik definiujący. W tych obiektach zachodzą powiązania – niby wiadomo, że jeśli coś wyrzucimy na łono natury, to porośnie mchem, a mnie to zjawisko fascynuje najbardziej, ponieważ dzięki niemu wytwarzane są nowe formy zależności.
Odnajdowałam takie obiekty, jak: mrowisko w wacie szklanej, schronienie dla wielu organizmów żywych na wyrzuconym mopie. W moich znaleziskach kryje się ogromny potencjał emancypacyjny, łamią one utrwalone podziały binarne.
Kiedy wyrzucone przez nas odpady zaczynają funkcjonować niezależnie, aktywnie wchodzą w nowe role i dosłownie wskazują na nieprzystawalność naszego oglądu rzeczywistości i zachodzących w środowisku zjawisk.
Nie mówiąc już o tym, że w śmiecioroślinach zawarty jest ogromny potencjał poznawczy.
Coś, co pozwoli tworzyć nową klasyfikację, dzięki której spojrzymy na rzeczywistość, uciekając od łatwego podziału na martwe i żywe?
Na martwe / żywe, ludzkie / nie-ludzkie, produkt / odpad, czyli właściwie: podmiot / przedmiot. Mogłabym powtórzyć za Bruno Latourem, że w tym splocie organizmów żywych i martwych, przejętych śmieciach tworzy się nowa konstytucja, w której takie rozróżnienia tracą sens. To ostatni moment pozwalający na przewartościowanie znaczeń. Powinniśmy wyciągnąć odpowiednie wnioski z mikrozjawisk, by przełożyć je na skalę globalną i zachowanie ludzi. Szczególnie w momencie gdy konflikty ekologiczne oraz rabunkowa gospodarka przybierają na sile, gdy stary model świata i wykorzystywania zasobów naturalnych pręży się, by powiedzieć „nic nie zmieniajmy!”. Pozwolę sobie na stwierdzenie, że czas na pojęciową rewolucję, która zaczęła dziać się na marginesie filozofii.