Jako chrześcijanin wdzięczny jestem abp. Gądeckiemu za jego list do patriarchy Cyryla (2 marca). Warto zauważyć, że oprócz prośby o apel do prezydenta Putina, „aby zaprzestał bezsensownej walki z narodem ukraińskim”, posłanie to zawiera również sugestię, ażeby patriarcha zwrócił się do rosyjskich żołnierzy, „by nie uczestniczyli w tej niesprawiedliwej wojnie, odmawiali wykonywania rozkazów, których skutkiem (…) są zbrodnie wojenne (…), i czym prędzej wracali do domu, nie plamiąc sobie rąk niewinną krwią”. Abp Gądecki prosi również o modlitwę w intencji pokoju, którą powinna podjąć cała rosyjska Cerkiew, i przestrzega przed hipokryzją grożącą aktom kultu, którym nie towarzyszą konkretne czyny.
Podobne pisma do patriarchy Cyryla wystosowało ostatnio wiele wspólnot chrześcijańskich, w tym sekretarz generalny Światowej Rady Kościołów. Szkoda, że jak dotąd (tj. w pierwszych dziesięciu dniach wojny) nie słychać o analogicznej – nie poufnej, lecz upublicznionej – korespondencji płynącej do Moskwy ze Stolicy Apostolskiej. Szkoda też, że strona watykańska nie poinformowała o treści rozmowy nuncjusza apostolskiego w Rosji z patriarchą Cyrylem (3 marca), godząc się na to, by w doniesieniach medialnych, których źródłem był patriarchat moskiewski, pojawiły się słowa sugerujące ciepłe relacje łączące Cyryla z Franciszkiem („Nuncjusz przekazał pozdrowienia od papieża, zaznaczając, że ojciec święty stale wspomina swoje spotkanie z patriarchą, »a przede wszystkim serdeczną atmosferę, w jakiej to spotkanie przebiegało«”).
Apele o interwencję, kierowane do patriarchy Moskwy, mają (a przynajmniej miały dotąd) sens. Bo Cyryl – gdyby zechciał – mógłby wiele uczynić dla losów tej wojny. Ale on – i z każdym dniem widać to coraz wyraźniej – nie zamierza nic robić poza wygłaszaniem komunałów na temat pokoju i ostrzeżeń przed – zagrażającą jakoby chrześcijaństwu – wolnością.
Pomiędzy 23 lutego a 6 marca br. patriarcha Cyryl zabrał publicznie głos czterokrotnie. W przeddzień wybuchu wojny (23 lutego, w Dzień Obrony Ojczyzny) mówił o „zagrożeniach (…) na rubieżach naszej Ojczyzny” i o tym, iż „wojskowi nie mogą mieć wątpliwości co do tego, że dokonali jedynie słusznego i prawidłowego wyboru”, co odebrano jako błogosławieństwo dla Putina i jego armii. Następnego dnia wieczorem Cyryl wygłosił orędzie, w jakim – zachowując jeszcze pozory troski o ludność cywilną – nazwał rosyjską inwazję „konfliktem”, do którego doprowadziły „podziały i sprzeczności”. Z kolei 27 lutego – mówiąc o „naszej wspólnej historycznej Ojczyźnie” – upomniał się o swoje (tj. patriarchy „Wszechrusi”) prawa do duchowego zwierzchnictwa nad „bratnią” Ukrainą i modlił się, aby nie doszło tam do „zwycięstwa sił zła, które zawsze walczyły przeciwko jedności Rosji i rosyjskiej Cerkwi”. A 6 marca, w poprzedzającą Wielki Post Niedzielę Przebaczenia, całkiem jednoznacznie poparł tzw. ruski mir i usprawiedliwił wojnę koniecznością niesienia pomocy mieszkańcom Donbasu. I znów mówił o walce dobra ze złem i o tym, że Rosja w tym zmaganiu stoi po stronie Boga: „Rozpoczęliśmy walkę, która ma znaczenie nie tyle fizyczne, ile metafizyczne”.