Po prawie 40 latach pracy w szkołach podstawowych i gimnazjach Danuta Danton nie chciała przechodzić na emeryturę. Dyrektorka zdecydowała za nią, bo nauczycielka parę lat wcześniej przekroczyła sześćdziesiątkę i miała odpowiedni staż pracy. Danton wróciła do domu i już w progu powiedziała mężowi, że to niesprawiedliwe.
„Nie czuję się emerytką” – wyznała, kiedy Jerzy nalewał zupę.
„Tyle sensownych rzeczy robię z uczniami. Jak mam bez nich żyć?” – wydusiła, grzebiąc widelcem w sałatce z drugiego dania.
„Więc jestem stara i do niczego się nie nadaję?” – to już padło przy nietkniętym deserze.
Siedzieli w kuchni małego dwupokojowego mieszkania, które w połowie lat 50. wybudowano dla robotników stawianego kombinatu im. Włodzimierza Lenina w Nowej Hucie. Żyli w nim od końca lat 80. Nawet w czasach dorastania dwóch synów nie zamierzali szukać większego lokum, by nie stracić z oczu niebanalnych fasad socrealistycznych kamienic i porośniętych starodrzewem dziedzińców.
Mąż, gdyby uważał, że jest sens opowiadać o kwestiach obojgu dobrze znanych, musiałby przypomnieć, ile razy Danuta odpowiadała ich synom: „Słuchaj, pogadamy jutro”, po czym wracała do sprawdzianów i konspektów. Potem napomknąłby, że mniej więcej od dekady dom prowadzi przede wszystkim on: gotuje, robi zakupy, pamięta o rachunkach. Danuta, jak tylko znikały talerze po obiedzie, rozkładała na kuchennym stole zeszyty i bruliony przeróżnych sprawozdań. Może jeszcze przywołałby słowa jednego z synów, który od lat powtarza, że mama nie ma dla siebie czasu.
„Żałuję, że pani odchodzi” – usłyszała Danuta od ucznia, gdy targała bukiet kwiatów do samochodu, otrzymany na ostatniej w życiu uroczystości zakończenia roku szkolnego, w czerwcu 2019 r.
„Przecież nawet cię nie uczyłam” – odwróciła się do nastolatka, mocując się z wiązanką.
„Starsi koledzy, których pani uczyła, opowiadali tyle dobrych rzeczy, że aż im zazdroszczę”.
Danuta Danton pomyślała, że wygrała milion w totka.
Z uczulenia na kurz
– Skończyłam studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim i wiedziałam, że nie chcę być nauczycielką. Wybrałam filologię, bo lubiłam czytać, a w liceum przyjeżdżałam z rodzinnego Krosna do Krakowa na wszystkie nowe spektakle teatralne. Nikt nie pytał: a co będziesz robić później? Sama siebie o to nie pytałam. Kiedy byłam już belfrem z dużym doświadczeniem, zrobiłam studia podyplomowe z doradztwa zawodowego. Chciałam pomagać uczniom w wyborze drogi, by nie błądzili tak jak ja.