fbpx
fot. Jacek Marczewski/Agencja Gazeta
Marcin Wilk wrzesień 2017

Czas na kameralne księgarnie

Statystki kłamią. Gdy wchodzę do mojej ulubionej księgarni kameralnej, wiem, że tutaj poziom czytelnictwa jest stuprocentowy.

Artykuł z numeru

Wiara bez uprzedzeń. Homoseksualność a Kościół

Wiara bez uprzedzeń. Homoseksualność a Kościół

Różnie bywało. Przez lata skupieni na innych sprawach, niezbyt inte­resowaliśmy się małymi księgar­niami. Te, niczym rzadkie gatunki roślin, zaczęły znikać jedna po dru­giej, aż stały się całkiem zagrożone. Coś zaczęło się zmieniać kilka lat temu. Powoli i nieśmiało.

Małe księgarnie nigdy po nic się nie spieszyły. Nie pragnęły być cynicznymi graczami na bru­talnym rynku bestsellerowych roz­rywek. Nie chciały lub nie miały możliwości. Prowadzący je pasjo­naci, owszem, są bogaci i bezczelni, ale przeważnie tylko jeśli chodzi o miłość do książek i odwagę w sprowadzaniu niedostępnych nigdzie tytułów. Idealiści? Broń Boże! Raczej właściwi ludzie na właściwym miejscu.

„Księgarnie to nie są sklepy z książkami czy punkty handlowe – mówi Anna Karczewska, akty­wistka, inicjatorka kolektywu sku­piającego małe księgarnie, autorka i redaktorka strony »Książki kupuję kameralnie«. – To insty­tucje kultury. Organizując wyda­rzenia okołoksiążkowe, animując lokalne społeczności i zarażając ludzi pasją czytania, odgrywają rolę nie mniejszą niż domu kultury czy biblioteki. Musimy to zaak­ceptować i redefiniować słowo »księgarnia«”.

*

Czym więc jest dzisiaj prawdziwa księgarnia? Szukam odpowiedzi, myśląc o swoich ulubionych: De Revolutionibus czy Lokatorze w Krakowie, o warszawskim Big Book Cafe, o berlińskim buch|bund, Książce dla Ciebie w Sopocie albo – moje ostatnie odkrycie – o Czer­wonym Atramencie z Płocka. Gdy do nich wchodzę, czuję się, jakbym odwiedzał serdecznych przyjaciół. Witają mnie dobrą kawą, zaska­kują nowościami, jednak rujnują moje skromne finanse, niszczą plan dnia. Zamiast pięciu minut – zostaję znacznie dłużej i na ogół kupuję jakąś książkę.

*

W ostatnich latach księgarnie kameralne nabrały pewności siebie. Coraz śmielej profilują ofertę – jak np. skierowane do najmłod­szych warszawskie Bullerbyn, Wrzenie Świata dopieszczające miłośników literatury faktu czy krakowski Microscup stawiający na pozycje naukowe. Jestem pewien, że to kwestia czasu, gdy pojawią się księgarnie tylko z poezją, litera­turą środowisk LGBT oraz pozycjami doty­czącymi praw zwie­rząt. A może już są gdzieś w Polsce? Jeśli tak, szybko muszę tam zajrzeć.

Cieszy także, że na hasło „księgarnie kameralne” pozytywnie reagują urzędnicy. To ważne z wielu powodów. Nie tylko dlatego że przykład idzie z góry. „Zmiana podejścia pozwoliłaby na ich sys­temowe wsparcie przez samorządy i zmieniłaby postrzeganie kame­ralnych księgarń przez pozosta­łych graczy rynku wydawniczego” – twierdzi Anna Karczewska. Pie­niądze i rozwiązania systemowe są ważne. Księgarze wiedzą, jak je pożytkować. Programy wspiera­jące projekty kulturalne pozwalają zaprosić lubianego autora czy zor­ganizować warsztaty dla najmłod­szych. Dzięki takim inicjatywom pojawiają się i ci dobrzy starzy znajomi, ale także i nowi; nieśmiali czytelnicy siadający w kąciku i ekstrawertyczni gawędziarze opowiadający całe książki; przy­bysze z daleka i sąsiedzi z naprze­ciwka – wszyscy, którzy skuszeni książkowym zamieszaniem, decy­dują się przekroczyć próg i zostać w księgarni na dłużej.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się