Pod koniec ubiegłego roku premierę miał ośmioodcinkowy miniserial Pustina (Pustkowie). Za produkcję i emisję odpowiada HBO, za reżyserię – duet Ivan Zachariáš oraz Alice Nellis. Zaskoczenie może budzić udział w tym serialu Nellis – reżyserki znanej m.in. z niezobowiązującego i lekko humorystycznego filmu Małe sekrety. Powiedzieć, że Pustkowie znajduje się na antypodach takiego stylu, to nic nie powiedzieć. To jeden z najmroczniejszych seriali, jakie widziałam. Powodem nie jest nawet główny wątek– zaginięcie córki starosty w fikcyjnej miejscowości leżącej nieopodal polsko-czeskiej granicy, w kraju libereckim. To, co sprawia, że serial pozostawia niezatarte wrażenie, to przede wszystkim jego estetyka, montaż i sposób operowania kamerą. Najłatwiej byłoby zbyć tę kwestię, mówiąc, że w tej produkcji nie ma ani jednej pięknej osoby, rzeczy, sceny. W dużej mierze to prawda, a eksponowanie brzydoty, lepkości, bylejakości i prowincjonalnej biedy z pewnością dokłada się do tych wrażeń. Uproszczenie polega tu jednak na niedostrzeżeniu tragicznego spiętrzenia odpychających elementów.
Dreszcze towarzyszące seansom nie są wynikiem ekscytacji (a przynajmniej nie przed finałem), ale przede wszystkim obrzydzenia. Długie, dręczące zdjęcia zwierzęcych zwłok, zmęczonych twarzy, ekspozycja wilgoci i chłodu w pomieszczeniach, brudu i staroci w każdym kącie. To tylko niewielki fragment obrazów składających się na Pustkowie. Oglądając serial wielokrotnie, można złapać się na myśli, że mamy do czynienia z obrazem postapokaliptycznym. Wynika to chyba nie z faktu, że nie jesteśmy przyzwyczajeni do oglądania takiej rzeczywistości, ale że niełatwo poradzić sobie z nią w telewizji. Twórcy stronią od wszelkich upiększeń i harmonii. Tym, co odwraca chwilami uwagę od centralnej estetyki serialu, są pejzaże. Do pewnego momentu stanowią one nadzieję na wytchnienie, by po niedługim czasie przypomnieć nam, że i zasoby naturalne są w tej historii zarazem zbawieniem i przekleństwem.
Historia Pustiny to nie tylko opowieść o zbrodni i poszukiwaniu jej sprawców. W szerszym planie to historia niewielkiej, ubogiej miejscowości, którą prężny (polski) przedsiębiorca zamierza faktycznie w całości wykupić, aby swobodnie kontynuować rozwój kopalni. To więc opowieść rodem z Fausta Goethego, a dokładniej: części, w której Faust niesiony potrzebą rozwoju doprowadza do tragedii. Tak jak starosta Hana Sikorová staruszkowie nie chcą opuścić swojego domu w imię postępu. I w Pustkowiu, i w Fauście sytuacja nieuchronnie ciąży ku tragedii. Czeski serial to kolejna wariacja na temat nowoczesnego zła – bezdusznego, wykorzystującego słabość ludzi i ich niezdolność wyzbycia się przywiązania do miejsca i tradycji, nakierowanego na dwuznacznie definiowany postęp.