Mimo że w powieści nie brakuje wątków ciekawych, które mogłyby tę historię znacząco pogłębić (jak choćby dążenie do awansu społecznego za cenę wyrzeczenia się własnych korzeni), to bohaterowie ledwie zaznaczają je w zdawkowych monologach wewnętrznych. Z niejasnych powodów natychmiast one gasną, osuwając się w nieprzerwaną serię punktów zwrotnych (romansów, rozwodów, ciąż i pogrzebów) poprzetykanych żyćkiem. Wewnętrzne skonfliktowanie bohaterów nie przekłada się na ich działania, przemiany zaś dokonują się w ciszy, do której czytelnik nie ma dostępu. Historia obejmuje 48 lat, a ta rozległość tylko wzmaga złudzenie teleportacji do słynnej Grabiny z telewizyjnego tasiemca.
Napolitano serwuje poprawną, lekko nużącą obyczajówkę. Odwołanie do powieści Alcott jest niczym więcej jak cytatem, służącym wyłącznie powtórzeniu (miejscami nawet wzruszającemu) motywu siły siostrzanej miłości, wywyższenia więzów rodzinnych ponad życiowe zawirowania. Z biegiem lektury można zacząć przypuszczać, kibicując powieści i autorce, że Napolitano celowo prowadzi nas w znane i oczywiste rewiry, by pod koniec zaskoczyć pomysłem na puentę. Nic z tego. Wszyscy wreszcie zjeżdżają się z powrotem do domu, rzucając w niepamięć rodzinne intrygi i niesnaski. Tylko dlaczego przychodzi im to tak łatwo?
Ann Napolitano Witaj, piękna tłum. Anna Dobrzańska, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2024, s. 472