fbpx
Olga Gitkiewicz (fot. Anna Liminowicz)
Olga Gitkiewicz styczeń 2024

Czuję przymus robienia „czegoś”

Mój czas wolny jest poszatkowany i niskiej jakości, a i tak kiedy przez dłuższą chwilę niczego konkretnego nie robię, zaczynam być niespokojna.

Artykuł z numeru

Daj chłopaka, takiego chłopaka

Czytaj także

Chłopcy nad Bałtykiem w Niemczech, 1933 r. fot. Herbert List / Magnum / Forum

Andrzej Leder

Co robić po kryzysie męskości

Tekst ukazał się drukowanym wydaniu Miesięcznika ZNAK pod tytułem Mam tylko chwilę.


Mężczyzna długo rozglądał się po przedziale – obejrzał zasłonki, półkę na bagaże, na której po chwili wahania umieścił elegancką walizkę, zdjął płaszcz i usiadł naprzeciwko mnie. Nieopatrznie na niego zerknęłam. Jeszcze nawet nie zdążyliśmy ruszyć z peronu, gdy zaczął mówić. Podróż trwała ponad pięć godzin, a on przez cały ten czas wygłaszał długie, okrągłe i wielokrotnie złożone zdania. Okazał się iranologiem, profesorem albo docentem, już nie pamiętam. Specjalizował się w językach starożytnej Persji, o której mi opowiadał. Był to – i nadal jest – obszar niekoniecznie mi bliski. Mężczyźnie to nie przeszkadzało. Początkowo próbowałam jeszcze z grzeczności zadawać pytania, lecz szybko się zorientowałam, że będę świadkinią sceny monologu, nie zaś stroną dialogu. Naukowiec uznał mnie za mikrogrupę wykładową. Cytował rozmaite przysłowia w martwym języku i retorycznie pytał, czy z czymś mi się brzmienie tych słów kojarzy. Nie kojarzyło. Poprzestałam więc na kiwaniu głową i uśmiechaniu się, coraz szerszym z każdą mijaną stacją.

Ta podróż odbyła się 20 lat temu, a do dziś czasem jeszcze odczuwam lekkie zakwasy w policzkach. Zapamiętałam ją, bo kiedy wychodziłam z przedziału na mojej stacji, iranolog nie przestawał mówić, mimo że nie miał już do kogo.

Podobnych podróży było wiele. I choć sama rzadko lub nigdy tego nie robiłam, to przez innych bywałam zagadywana dość często.

Obecnie prawie mi się to nie zdarza.

Lubię obserwować ludzi w pociągach i innych środkach transportu. Dobrze pamiętam sprzed nie tak wielu lat widok osób po prostu siedzących na swoim miejscu, patrzących przez okno albo zwyczajnie przed siebie. Dziś większość coś robi. W telefonach, w laptopach, odpisują na mejle, liczą, oglądają filmy i programy sportowe. Oczywiście również czytają, także papierowe książki – każdemu, kto rozpacza nad upadkiem czytelnictwa, radzę się wybrać pociągiem w długą trasę. Śpią. Sama na ogół w pociągu pracuję, choć wciąż jeszcze lubię podnieść głowę znad komputera. Widzę niekiedy osoby, które się rozglądają, szukają kogoś, z kim mogłyby zamienić słowo, czasem nawet im się udaje, ale poprzestają na tych paru zdaniach, bo druga strona zaraz zaczyna się zajmować czymś pilnym, odbiera telefon, coś sprawdza.

Rozmowa przestała się zdarzać w pociągu czy autobusie. Chyba inaczej wolimy już zużywać tzw. czas wolny.

W Polsce pracuje się średnio nieco ponad 40 godz. tygodniowo – jak na kraje Unii dość dużo, Niemcy i Duńczycy przeznaczają na obowiązki zawodowe o 5 godz. w tygodniu mniej. Doba ma 24 godz., a tydzień – 168 godz. Zgodnie ze statystykami Eurostatu przeciętnej Polce lub Polakowi zostaje więc 127 godz., których nie wykorzystuje się na pracę zarobkową. Oczywiście trzeba odjąć sen, powiedzmy: siedem godzin razy siedem dób. Zostaje 78 godz. – gdy wyłączymy z rachunku weekendy, okaże się, że od poniedziałku do piątku mamy do dyspozycji 30 godz., po sześć na dobę. No dobrze, dalej analizując statystyki, trzeba jeszcze odliczyć co najmniej godzinę dziennie na dojazd do pracy i powrót.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się