Gdyby to nie była prawda, ta historia nadawałaby się co najwyżej do kiepskiego thrillera politycznego wyprodukowanego przez Netfliksa. Wszystko zaczęło się od dnia, w którym przywiązany do zasady laickości nauczyciel Samuel Paty pokazał swoim uczniom karykaturę Mahometa, sugerując uprzednio, by ci uczniowie, którym to przeszkadza, opuścili klasę. W ramach lekcji o wolności wypowiedzi Paty miał zwyczaj pokazywać karykatury Jezusa, rabina i Mahometa właśnie, z reguły korzystając z bogatych zbiorów magazynu „Charlie Hebdo”. Jedna z muzułmańskich uczennic miała o tym opowiedzieć swojemu ojcu, który nagrał pełne oburzenia wideo. Obejrzał je Abdullah Anzorow, osiemnastoletni Francuz czeczeńskiego pochodzenia, którego rodzice dostali azyl polityczny we Francji.
Anzorowa tak dotknęło wideo nagrane przez ojca uczennicy, że ruszył do oddalonego o 90 km Conflans-Sainte-Honorine, by zabić nauczyciela. Sposób dokonania morderstwa był niestety inspirowany okrucieństwem typowym dla dżihadystów: sprawca obciął mu głowę.
Choć zaledwie tydzień wcześniej miało miejsce inne zabójstwo dokonane na tle islamistycznym – w Paryżu sprawca ugodził nożem ofiarę przed dawną redakcją „Charlie Hebdo” (może to dlatego Paty pokazywał uczniom karykatury?) – to dopiero zabójstwo nauczyciela dokonane 16 października poruszyło Republiką. Prezydent Macron udał się na miejsce tragedii jeszcze tego samego wieczoru. Zaledwie pięć dni później odbył się narodowy hołd przed budynkiem paryskiej Sorbony, symbolu edukacji narodowej, z udziałem prezydenta i premiera.
Skąd to narodowe zamieszanie? Abdullah Anzorow trafił w splot czułych punktów Francji, które w tym tekście chciałbym opisać. Pierwszy z nich to laickość.
Laickość
To przez swe przywiązanie do laïcité, francuskiego modelu świeckości, zginął Samuel Paty. Francuski model świeckości wykuwał się na przełomie XIX i XX w., gdy walczyły ze sobą katolicyzm i prądy oświeceniowe o zabarwieniu zazwyczaj socjalistycznym albo liberalnym. To właśnie szkoła była pierwszym laboratorium świeckości: w 1882 r. do jej laicyzacji (w praktyce: ograniczenia wpływów Kościoła na publiczne szkoły) doprowadził francuski minister edukacji narodowej Jules Ferry, zresztą wolnomularz, dziś jeden ze „świętych” Republiki – jego imię noszą 642 szkoły. Jedną z nowości wprowadzonych przez Ferry’ego była nauka „laickiej moralności”, która jednak w tamtym czasie nie różniła się specjalnie od moralności katolickiej poza brakiem umocowania transcendentnego. Ferry powiedział zresztą, że nauczyciele nie powinni uczyć niczego, co przeszkadzałoby choć jednemu ojcu ucznia w danej klasie – moralność laicka miała być wspólnym mianownikiem dla całego społeczeństwa. Sam Ferry przestrzegał przed tworzeniem „laickiej religii”, rozumiejąc świeckość jako podstawę dla współistnienia wierzących różnych religii i niewierzących.