W filmie Jima Jarmuscha Paterson główny bohater układa w myślach wiersz, którego początkowe wersy brzmią: „When you’re a child / you learn / there are three dimensions: / height, width, and depth. / Like a shoebox. / Then later you hear / there’s a fourth dimension: / time” („W dzieciństwie dowiadujesz się, że są trzy wymiary: wysokość, szerokość i głębokość. Jak w pudełku po butach. Potem słyszysz, że jest jeszcze czwarty wymiar: czas”). To tak naprawdę słowa wiersza Another One amerykańskiego poety Rona Padgetta, którego teksty reżyser kilkakrotnie wykorzystuje, by stworzyć postać zanurzonego w codzienności artysty – prostego kierowcy autobusu. Nie bez powodu zaczynam od Padgetta, gdy ma być mowa o najnowszym tomiku Wojciecha Bonowicza. Znaczące powody są dwa. Po pierwsze, twórczość tego poety – podobnie jak innych amerykańskich obiektywistów, z Williamem Carlosem Williamsem na czele, czy czeskich surrealistów, np. Iwana Blatnego, któremu to dedykowany został wiersz Stary adres – inspiruje autora Drugiej ręki. W jednym z tekstów czytamy: „Ron Padgett (jestem mu wdzięczny) / w wierszu o frankfurterce / pisze, że spadła mu z nieba”. Po drugie, i chyba ważniejsze dla indywidualnego spotkania z tekstem, przywołany na początku cytat rzuca ciekawe światło na ten zbiór i pozwala znaleźć klucz do jednej z jego wielu możliwych interpretacji.
*
Mamy cztery metaforyczne kategorie: wysokość, szerokość, głębokość oraz czas. W Drugiej ręce przy pierwszej lekturze najważniejsza zdaje się szerokość, stanowiąca metaforę tego, co widzimy tu i teraz, określająca horyzont naszego poznania. To kategoria ważna dla całej twórczości Bonowicza, która gromadzi obrazy pojedynczych sytuacji, wycinków z rzeczywistości. Obszar szerokości wyznaczają znakomite wiersze-spostrzeżenia (Napisz a zobaczysz, Nie potrzebuję, Medium) oraz wiersze-migawki: ze spaceru po mieście, z baru, z tramwaju, z przystanku, z pracy, znad morza. To one pozwalają rozszczelnić na chwilę granice naszego nieuważnego spojrzenia. Poeta z niezwykłą precyzją obserwuje codzienność i pozwala jej zastygnąć w poetyckich miniaturach, by nieprzerwanie mogła być ona obecna właśnie w tym momencie. „Młode panie” – jedna pewna siebie, druga drobna i delikatna, lecz odważnie stająca przy niej – które „ósemka” zabiera na druga stronę Wisły. Niezobowiązujące rozmowy przy barze, całkowicie pozbawione logiki wywieszanie na noc prania. To wszystko sytuacje-obrazy, które na pozór nie mają na nas wpływu, kwitujemy je, tak jak w wierszu Mnóstwo kłopotów, krótkim stwierdzeniem: „Niech wszystko zostanie po staremu”. Jednak już sama moc tego zdania, które teoretycznie ma wszystko wymazywać, pozostawiać te sytuacje w zawieszonym, niemającym na nic wpływu „teraz”, narusza status quo. To, co pozornie nieistotne, nieznaczące, pozbawione wpływu na rzeczywistość, potrafi spowodować w niej największe pęknięcia. Bo to właśnie te złapane jakby przez przypadek, wyłonione z tłumu obrazy powodują otwarcie w odbiorcy. Nie muszą zatrzymywać go na błyskotliwej puencie ani na zaczepnie postawionym pytaniu. Poruszają swoją prostotą.